ROSYJSKI BOOKER 2009 (nagroda dla najlepszej książki w języku rosyjskim 2009 roku)
Los Antoniny to okrutna parafraza historii bohaterki lubianego we wszystkich krajach byłego Związku Radzieckiego filmu „Moskwa nie wierzy łzom”. Zwyczajna kobieta, pracownica jednej z socjalistycznych fabryk, zachodzi w ciążę. Rodzi córkę, którą zajmują się trzy starsze sąsiadki z komunałki. Jedna jest arystokratką, a jej w domu rodzinnym mówiło się po francusku, druga ukończyła zaledwie trzy klasy szkoły podstawowej, trzecia to chłopka, która miała romans z hrabią... Łączy je wspólne doświadczenie oblężenia Leningradu i żałoba po utraconych bliskich.
Czas kobiet to powieść o przypadkowej rodzinie złożonej z pięciu kobiet, która okazuje się dużo prawdziwsza i silniejsza od niejednej „normalnej” radzieckiej rodziny.
Fragment
Matka
Siekam cebulę i przytakuję, babki widzą lepiej – jak pora, to pora. Zresztą co im powiesz? Surowe są. Gdzie tam ja przeciwko nim…?
Namieszkałam się wcześniej w hotelu robotniczym, w ciasnocie.
Niby bez krzywdy – pokój tylko na osiem łóżek.
A teraz – po domowemu. Dziękuję, rado zakładowa. Zoja Iwanowna powiedziała:
– Dziecko niczemu nie winne. Urodziłaś, już trudno, z powrotem nie wepchniesz. No bo jak u nas jest? To matka jest głową: i napoi, i nakarmi. No i co, że bez męża?
Teraz i takim się pomaga. Sytynowi, majstrowi z szóstego, rodzina się powiększyła: dwoje teraz mają. Znaczy się, oddzielne dwupokojowe im się należy. Wprowadź się na jego miejsce.
Dziewięć i pół metra – sama jestem sobie panią. Gdyby tak matka, świeć Panie nad jej duszą, mogła choć jednym okiem…
A oni:
– Nie ty pierwsza, nie ty ostatnia. Tylko pamiętaj: dziecko jest nasze, fabryczne. Wspólne, znaczy się. Dla władzy nie ma pasierbów. Nie bój się: i żłobek, i przedszkole, a podrośnie, to kolonie. Nie ma strachu, nie sama przecież jesteś, a w kolektywie. Niedobrze, że taisz. Przecież wiatr nie nadmuchał.
Takich psów trzeba od razu pod sąd!
Przemilczałam. Więcej nie pytali.
Dobrze, że to miasto, myślałam. Tysiące po ulicach ich chodzi. Nie to, co na wsi. Tam by poznali – chłopów na palcach można by zliczyć…
Jeśliby z fabryki był, może bym się i otworzyła… Zoja Iwanowna życzliwa. A tak – co powiesz? Tylko imię znam.
Ani adresu, ani nazwiska…
Jewdokija uniosła brew.
– Olej się kończy.
Jak niby? W tym tygodniu brałam. Ale patrzę – skończył się. Na samym dnie ostatki. Piją go czy jak?
– A cebula? – Oglądam się. – Przesmażyć przecież trzeba.
– To – poucza – na margarynie przesmaż.
Piękny on był, postawny. Ale zrozumieć go nie szło. Mówił dziwacznie, po miastowemu.
– A pani – spytał – długo już czeka?
Kiwnęłam głową i milczę: nieswojo tak z nieznajomym.
Grzeczny niby, ale mimo wszystko. Chwilę postał i zapytał:
– Pani do Dziadka Mroza się wybiera?
– Jak to? – zdziwiłam się.
– Ma pani – kiwnął głową – pakowny worek. To na prezenty?
Śmiesznie mi się zrobiło.
– Jakie prezenty! – Uśmiechnęłam się. – Na rynek jadę, po ziemniaki.
Uniósł brwi.
– Na rynek? – powtórzył. – Z workiem?
– No tak – wyjaśniłam – dziś niedziela. Dla całego pokoju trzeba wziąć.
– Dla pokoju? – Pokręcił głową. – A co z przedpokojem?
Zostanie głodny? Czy pani pokój jest dobry, podzieli się ze wszystkimi? Otarłam ukradkiem cebulowe łzy. Uśmiechnęłam się do siebie.
Mieszam, mieszam… Mimo wszystko kiepsko na margarynie. Pryska na wszystkie strony. Całą rękę poparzyłam.
Jewdokija znów poucza:
– Posmaruj szarym mydłem.
Chwilę postał w miejscu, potem podszedł do latarni. Nogi miał długie, jak u żurawia. Chodzi, przytupuje. Zerknął na zegarek.
– Ile mamy tak czekać?
Cierpliwość mu się, widać, skończyła. Pewnie przemarzł.
Buty ma lekkie, wiatrem podszyte.
– Pewnie już zaraz – pocieszam. – Ja już długo stoję…
– Niee. Kiepsko to wygląda. – Rozgląda się. – Czekamy, czekamy, a nikogo nie ma.
– Śpią jeszcze przecież.
– Śpią? – dopytuje. – I słusznie. Sam, dureń, powinienem…
A pewnie, myślę. Twarz ma jakąś taką pogiętą. Pewnie hulał całą noc. Choć alkoholem od niego nie czuć. Nasze chłopy jak się z wieczora popiją, to do obiadu cuchną.
– A pan – zebrałam się w sobie – tak wcześnie… Też ma pan coś do załatwienia?
– A jakże… – Zmrużył oczy. – Obudziłem się i na rynek.
Po kartofle.
– Oj! – ucieszyłam się.
Spojrzał na mnie i powiedział:
– Zdumiewa mnie pani. W Ameryce się pani uczyła?
Przestraszyłam się.
– Dlaczego w Ameryce? Na wsi. Małyje Połowcy.
Zmarszczył brwi.
– W naszej – dopytuje – radzieckiej szkole? A najważniejszej rzeczy pani nie pamięta: kolektyw jest tam, gdzie ja.
– Jaki kolektyw? – Całkiem zbił mnie z tropu.
– A ja z panią? – Zaśmiał się. – Obywatele zebrani na przystanku…
W tych wyjątkowych okolicznościach proponuję wziąć taksówkę…
Zaprosił do siebie w gości. Mieszkanie duże, przestronne.
– Gdzie są pozostali? – zapytałam.
– Na daczy – odpowiedział. – W sensie przodkowie.
Jak to na daczy?, myślę. Zima przecież…
Rozglądam się.
– A sąsiedzi gdzie?
– Niestety. – Rozłożył ręce. – Tego dobra u nas nie uświadczysz.
Mieszkamy jak za komunizmu.
Weszłam. Prawda. Bogato żyją. Biurko, książki na półkach.
Nad kanapą jakiś brodaty mężczyzna. Ubrany w sweter robiony na drutach. W ramie wisi.
– A to kto?
Machnął ręką.
– O, tu jest jeden.
Może, zgaduję, też przodek? Pod brodą przecież nie poznasz…
Zaparzył kawę. Białe, cieniutkie filiżanki – strach pić. Nie daj Bóg uszko się oberwie.
– Posłódź sobie – mówi.
Wzięłam łyk, aż mnie wykrzywiło. Dwie łyżeczki posłodziłam, a mimo to gorzka.
– Czarna kawa – mówi – ma swoich amatorów. Spróbować trzeba. Nie martw się, przywykniesz.
Upił odrobinę, odstawił. Sam najwyraźniej nie bardzo przywykł…
Wina nie piliśmy, a ja jak pijana. Słucham jego głosu. Nie wiem, jak to się stało… Chyba byłam zamroczona…
Szarpnęłam szufladę, wymacałam tarkę. Marchewkę trzeba zetrzeć… Cebula skwierczy, skwierczy… Wyłączyłam fajerkę. Ręka ćmi. Odkręciłam wodę – wsunęłam pod kran… W tygodniu zaprosił do kina. Ucieszyłam się. Zazdrościłam naszym dziewczynom: wszystko w parach.
– Do mnie nie pójdziemy – mówi. – Przodkowie z daczy przygalopowali. Nasłuchali się radia.
A sam jakiś pochmurny. Przychodzimy, a tam komedia. Noc karnawałowa.
– Jak dobrze – mówię. – Wszystkim od nas się podobała. Wzruszył ramionami. Wychodzimy z kina. Ja się cieszę, a on zasępiony.
– Nie podobało ci się? – zdziwiłam się. – Bo mi to bardzo…
Nam by tak… Dobre ich życie, jak w bajce.
– Bajki się skończyły. – Uśmiechnął się. – Słyszałaś o Węgrzech…?
– O jakich Węgrzech? To co w telewizji? Tak, wiem. No wyjaśnili nam przecież: to wrogi element… Knuli coś tam przeciwko nam. I po co? Źle im się tam żyje?
Usta mu drgnęły, jakby go ktoś uderzył. Oczy mętne – ani martwe, ani żywe. Jakby rybie. Machnął ręką, poszedł… Biec za nim? Stałam bez ruchu. I tak stałam, dopóki nie zniknął…
– Oj, zapomniałam! Mam dla was postny cukier.
Lubią go. Kolorowy, własnej roboty. Rozpuścisz z konfiturami, chwilę postoi, złapie smak – coś w rodzaju karmelu.
Podważyłam nożem. Niech dziobią. Zawsze taki w kawałkach. Nie daj Bóg podać rozdrobniony. Szczypczyki maleńkie, błyszczące. Stare. Teraz takich nie ma. Łupią dźwięcznie, drobniutko. Babki kawałeczek wezmą i – do ust. Wezmą garstkę i ssą. Wcześniej myślałam, że żałują. Na cukier to już chyba zarobię? Nie, odpowiedziały, tak smaczniej. Ech, dziewuchę też tak nauczyły. Przysuniesz cukiernicę – odsuwa…
(...)
Czas kobiet
Jelena Czyżowa
Wydawnictwo Czarne, 2013
Utwór | Od |
1. Inne historie | gaba |
Utwór | Od |
1. W bezkresie niedoli | ladyfree |
2. było, jest i będzie | ametka |
3. O Tobie | ametka |
4. Świat wokół nas | karolp |
5. Kolekcjonerka (opko) | will |
6. alchemik | adolfszulc |
7. taka zmiana | adolfszulc |
8. T...r | kid_ |
9. przyjemność | izasmolarek |
10. impresja | izasmolarek |
Utwór | Od |
1. Sprzymierzeniec | blackrose |
2. Podaruję Ci | litwin |
3. test gif | amigo |
4. Primavera_AW | annapolis |
5. Melancholia_AW | annapolis |
6. +++ | soida |
7. *** | soida |
8. Góry | amigo |
9. Guitar | amigo |
10. ocean | amigo |
Recenzja | Od |
1. Zielona granica | irka |
2. Tajemnice Joan | wanilia |
3. Twój Vincent | redakcja |
4. "Syn Królowej Śniegu": Nietzscheańska tragedia w świecie baśni | blackrose |
5. Miasto 44 | annatus |
6. "Żywioł. Deepwater Horizon" | annatus |
7. O matko! Umrę... | lu |
8. Subtelność | lu |
9. Mustang | lu |
10. Pokój | martaoniszk |