Grzegorz Krzymianowski to jeden z najbardziej obiecujących prozaików młodego pokolenia. Zadebiutował w 2010 roku znakomicie przyjętą powieścią „Historia mojego upadku”. 3 kwietnia w księgarniach pojawiła się jego nowa książka – „Anomalie”.
„Anomalie” to dramat obyczajowy - wnikliwe studium rozpadu związku trzydziestolatków i świetnie literacko skonstruowana analiza psychologiczna bohaterów.
Kameralny dramat rozgrywający się między dwojgiem żyjących ze sobą, a coraz częściej obok siebie ludzi. Ich związek zamienia się powoli w ciąg pozornych, sztucznych gestów, przynajmniej do chwili, gdy mężczyzna zaczyna podejrzewać, że został zdradzony. „Anomalie” to jednak nie tyle historia zdrady, co rzecz o teatrze zazdrości, która karmi się bardziej sama sobą niż rzeczywistością. Bohaterowie odgrywają tu role, siłą napędową wydarzeń są zaś bardziej ich wyobrażenia niż to, co dzieje się między nimi naprawdę.
Grzegorz Krzymianowski (ur. 1977) – prozaik, okazjonalny eseista, autor szkiców krytycznych i recenzji. Drukował między innymi w „Dekadzie literackiej”, „Twórczości”, „Odrze” i „Wprost”. Współpracuje z internetowymi „Literatkami" i „artPapierem". W 2010 roku ukazała się jego pierwsza powieść „Historia mojego upadku”.
Fragment:
(…)
W domu słowem nie wracają do minionego wieczoru. Oboje są zbyt zmęczeni, by zaryzykować wymianę zdań. Na szczęście sytuacja nie zaskakuje ich nowością, doskonale wiedzą, jak się z nią obchodzić. W ciągu sześciu lat siłą rzeczy wykształca się pewne schematy obronne. Nie zagadują więc pojawiających się między nimi problemów, pozwalają natomiast, by cisza przeżarła je niczym rdza, żeby czas skorodował ostrze tkwiących w nich pretensji w tępą, niezbyt groźną niewygodę.
Ich nieporozumienia wyładowują się w milczeniu, nie krzyku, w odwróceniu wzroku, a nie oskarżycielskich spojrzeniach. W zamian dostaje się więc bogu ducha winnemu mieszkaniu. Anna nie potrafi wręcz wyrazić, jak bardzo ją ono drażni. Nie znosi go, chociaż przeprowadzka tu była jej pomysłem. Kiedy możliwie delikatnie jej o tym przypomina, ona wzrusza tylko ramionami. Ma dosyć tego miejsca, powtarza z uporem, kolejnego wypożyczonego miejsca, w którym nie sposób trzymać kota, pielęgnować kwiatów, planować zmiany tapet, ponieważ jego tymczasowość jest przesądzona, termin przydatności wyznaczony z góry przez umowę najmu. Zwraca mu też uwagę na wieczny bałagan, na co faktycznie nie sposób znaleźć ciętej riposty. Po kątach walają się pudła po brzegi wypełnione listami, pamiątkami, nieprzemyślanymi prezentami, których nie da się tak po prostu pozbyć i które w związku z tym za każdym razem trzeba wlec z sobą, targać z miejsca na miejsce. Dotychczas, jak mu się zdawało, zgadzali się, że dopóki nie znajdą czegoś na dłużej – w ich rozmowach nigdy nie padało określenie „na stałe” – najlepiej będzie pozostawić to wszystko w kartonach, w pełnej gotowości do ewakuacji. Nie warto przecież wyjmować wszystkiego na kilka miesięcy tylko po to, by znowu mieć ból głowy z pakowaniem.
Anna zaryglowuje się w łazience i nie wychodzi tak długo, że jego cierpliwość zostaje wystawiona na poważną próbę. Przechodząc raz i drugi z pokoju do pokoju i nie bez pewnej ostentacji stawiając głośne kroki, słyszy monotonny pomruk prysznica. Częste przeprowadzki, myśli, by choć trochę skrócić oczekiwanie, były kiedyś emocjonujące. Nowa topografia, do której należało dorobić odpowiedni klucz, badanie okolicy, tak by znaleźć sklep z dobrym pieczywem, opracować skróty na przystanki, rozeznać się, gdzie nie warto chodzić po zmroku. Potrafili cieszyć się tymi drobiazgami, nie jakoś wyjątkowo, po prostu przez pewien czas cieszyło ich niemal wszystko, tak jak od niedawna prawie wszystko staje się powodem kłótni. Zaczęli przypominać talię zbyt dobrze przetasowanych kart, pasjans, który przestał wychodzić. Wznieśli coś, zapominając o fundamentach (typowa architektura miłości), więc teraz albo wymyślą się raz jeszcze na nowo, albo jedno z nich o ułamek sekundy wcześniej niż drugie wystrzeli zatrutą strzałę, rozbije to puste naczynie i uwolni ich, dwoje dżinów uwięzionych w czarodziejskiej lampie przyzwyczajenia.
Kiedy Anna decyduje się wreszcie wyjść, z wnętrza łazienki bucha obłok pary, a jej twarz jest zaczerwieniona – raczej z powodu temperatury niż łez, ale na wszelki wypadek on powstrzymuje się przed uwagą na temat bezmyślnego zużywania wody. Ostatecznie to nie on zaczytuje się w artykułach na temat globalnego ocieplenia i nadmiernej eksploatacji planety przez człowieka. I nie on co miesiąc dokładnie studiuje rachunki, obliczając skalę podwyżek w stosunku do poprzedniego kwartału. Rachunki to zdecydowanie domena Anny. Jego specjalnością jest natomiast utyskiwanie na postępujący idiotyzm programów informacyjnych i upadek mediów w tym kraju. Tym razem jednak ów praktyczny podział ról na nic się nie przyda. Obnoszą się ze swymi urazami bardziej, niżby tego chcieli – mają zbyt małe mieszkanie, by mogli przed sobą uciec.
Więc spać, po prostu spać, zagrzebać wszystko w piaskownicy snu. Ich ciała ułożone na przeciwleg¬łych brzegach materaca, ona na jednym boku ciszy, on na drugim. Oboje, każde na swój sposób, dryfują w szalupie łóżka po ciemnych falach wątpliwości, czy za kilka godzin obudzą się w tym samym miejscu, w wymagającym od dłuższego czasu remontu motelu z ledwie pulsującą neonowym światłem nazwą „my”.
Tak mija noc, pełna wykrzykników i obaw, wariacka huśtawka nastroju i ciśnienia. W nocy nietrudno o radykalne rozwiązania, więc nagle przychodzi mu do głowy, że to idealny moment. Nie całkiem wprawdzie rozumie – nie wytrzeźwiał jeszcze na dobre – co mianowicie miałoby się zdarzyć, tym łatwiej jednak jest mu rozruszać koło zamachowe wyobraźni. Zaczyna mówić przed siebie, słowa-mordercy skradają się ku jasnym plecom Anny w całkowitej ciszy, możliwej jedynie o trzeciej w nocy, w porze skrytobójstw i okrutnej jasności umysłu. Zdania, które układa, zataczają się po jego głowie jak banda pijaczków i bezskutecznie poszukują swego końca.
Nie poprzestaje na krótkiej, suchej relacji z popełnionych przez siebie zdrad. Skoro już zaczął, nie ma zamiaru oszczędzać ani siebie, ani jej. Odpowiedzią, tak jak przypuszczał, jest pełna napięcia cisza. Teraz, kiedy nie da się już wszystkiego obrócić w żart, kiedy A zostało już powiedziane, nie widzi innej możliwości, niż zająć się detalami. Dokładnie opisuje swą zapobiegliwość, dzięki której Anna nigdy niczego się nie domyśliła. Nie zapomina nawet o takich szczegółach jak zacieranie śladów: usuwaniu blond włosów przyczepionych do narzuty, butelki wina, ewentualnego świadka popełnionego wiarołomstwa, leżącej obok łóżka prezerwatywy zawiniętej w chusteczkę higieniczną, którą (nawet tego nie ukrywa) raz nieomalże przeoczył.
ISBN: 978-83-7839-102-9
Data wydania: 03.04.2012
Format: 125mm x 195mm
Liczba stron: 208
Cena detaliczna: 29,90 zł
Utwór | Od |
1. Inne historie | gaba |
Utwór | Od |
1. W bezkresie niedoli | ladyfree |
2. było, jest i będzie | ametka |
3. O Tobie | ametka |
4. Świat wokół nas | karolp |
5. Kolekcjonerka (opko) | will |
6. alchemik | adolfszulc |
7. taka zmiana | adolfszulc |
8. T...r | kid_ |
9. przyjemność | izasmolarek |
10. impresja | izasmolarek |
Utwór | Od |
1. Sprzymierzeniec | blackrose |
2. Podaruję Ci | litwin |
3. test gif | amigo |
4. Primavera_AW | annapolis |
5. Melancholia_AW | annapolis |
6. +++ | soida |
7. *** | soida |
8. Góry | amigo |
9. Guitar | amigo |
10. ocean | amigo |
Recenzja | Od |
1. Zielona granica | irka |
2. Tajemnice Joan | wanilia |
3. Twój Vincent | redakcja |
4. "Syn Królowej Śniegu": Nietzscheańska tragedia w świecie baśni | blackrose |
5. Miasto 44 | annatus |
6. "Żywioł. Deepwater Horizon" | annatus |
7. O matko! Umrę... | lu |
8. Subtelność | lu |
9. Mustang | lu |
10. Pokój | martaoniszk |