Dorota Sumińska opowiada. "Historie, które napisało życie"

Dorota Sumińska opowiada. "Historie, które napisało życie". Z łezką w oku, ale i z uśmiechem oraz wielką życzliwością do ludzi i zwierząt.
Książka z tych, o których mówi się: „balsam dla duszy”.

Wydawnictwo Literackie poleca Historie, które napisało życie Doroty Sumińskiej.
Premiera książki 7 listopada.

Każda z historii zawartych w tej książce ma swoje źródło w prawdziwym wydarzeniu. Życie pisze nam takie scenariusze, że nawet najbardziej wybujała wyobraźnia mu nie dorówna. Już od ponad pół wieku zbieram w głowie sceny z przeszłości, które jak ziarenka fasoli kiełkują i wyrastają poplątanym pnączem. Przelewam to na papier i od nowa poznaję na pół zapomniane postaci i miejsca. We wszystkich tlą się prawdziwe emocje. Janka, Sara, Piotr , Krystyna żyli naprawdę. Mieli inne imiona, inne nazwiska, ale czuli tak jak na kartkach tej książki. Skąd wiem? Bo część z opisanych bohaterów znałam osobiście, a o innych słyszałam od tych, którzy ich kochali. A miłość nigdy nie kłamie. Wiem coś o tym. Teraz, gdy przewracam kartki, na niektóre spada łza. Przypomina mi się niejeden dom i niejedna twarz. Są wśród nich te, które i ja darzyłam uczuciem. (Dorota Sumińska)

Dorota Sumińska przez lata gromadziła różne historie, wspomnienia, anegdoty, które stały się kanwą wielowątkowej, uniwersalnej opowieści o przewrotności losu i zwierzętach.
Spełnione marzenia, niespodziewana miłość, przypadki, które stają się przeznaczeniem. Gesty, słowa, przedmioty, które na zawsze odmieniły czyjeś życie. Sekrety, które łączą i dzielą. Ludzie zapadający w pamięć na zawsze. Oraz zwierzęta, którzy pomagają uświadomić ludziom inny wymiar codziennych spraw.
Nieoczywiste, zaskakujące, poruszające… historie z życia i o życiu.

Fragment

Dom bez drzwi

Piotr lubił siadywać na drewnianych schodkach gan¬ku. Dom stał na wzgórku i kilka metrów od niego płynął wartki potoczek. Piotr palił papierosa i pa¬trzył, jak maleńki pluszcz uwija się w przejrzystej wodzie. Ten niepozorny ptak wielkości szpaka za¬chwyciłby każdego niezwykłą umiejętnością chodze¬nia po dnie. Nurkował co kilka sekund, aby tyle samo czasu spędzić pod wodą w poszukiwaniu apetyczne¬go chruścika.
Musi się spieszyć, a ja już nie muszę, myślał Piotr, zaciągając się rosyjskim papierosem. Kupował je od handlarzy zza wschodniej granicy. Były znacznie tańsze od naszych. Nie musiał oszczędzać, ale zo¬stał nawyk z dawnych czasów. Poza tym Julia zawsze gderała, że przepala ich majątek. Julia — przedtem nie zdawał sobie sprawy, że żyje dla niej. Dopiero zrobiło się zbyt zimno. Szczególnie w kuchni, z któ¬rej wchodziło się do lodowatej drewutni. Na stole stała butelka wody. Przyssał się do niej jak pijawka. Kątem oka zobaczył ruch w składziku na drewno. Zostawił otwarty, bo planował ułożyć tam porąbane szczapy. Przypomniał sobie, że zmagazynował tam część mięsa. Wszedł do środka i stanął jak wryty. Jego wilk właśnie kończył obiad. Piotr nie wiedział, czy ma wyjść, czy zostać. Nie zobaczył groźby w wil¬czym spojrzeniu. Został. Oparł się o ścianę i parzył, jak protoplasta psa zlizuje resztki z podłogi. Potem wilk spojrzał na człowieka i dał susa do sieni. Nie czekał na otwarcie drzwi. Po prostu wypchnął je z futryny. Jednym skokiem wyważył dębową zapo¬rę. Runęła z hukiem, a on, kuśtykając, pobiegł pod świerk.
Piotr długo się zastanawiał, jak osadzić drzwi. Przecież taka sytuacja może się powtórzyć. Nie były dobrze umocowane, więc łatwo się poddały. I całe szczęście. Inaczej zwierzę mogłoby wpaść w panikę. Na razie wstawił je prowizorycznie, byle tylko się zamknęły. Dla ochrony przed wiatrem.
Znów pojechał do Ustrzyk. Tym razem kupił dywan i brezentowy namiot. Zrobił z nich solidną

kotarę i przymocował do futryny. Nie przepuszczała chłodu i łatwo można było ją odsunąć.
W nocy wilk wrócił. Pokręcił się po kuchni i poszedł. Rano nie znalazł go pod świerkiem. Piotr uznał, że nocna wizyta stanowiła pożegnanie. Mimo to zostawił kotarę w miejscu drzwi. Czekał. Nie na próżno. Wilk wracał przynajmniej raz w tygodniu. Czasem zostawał kilka godzin.
Wiosną zniknął na dłużej. Piotr martwił się o niego. Nie dałem mu nawet imienia, myślał którejś nocy, leżąc w łóżku. Nagle coś zachrobotało w dre-wutni. Często zostawiał ją otwartą i dobrze „zaopa-trzoną”. Wstał. Zapalił światło w kuchni. Oświetliło kąt składziku. Zobaczył znajome futro. Wilk leżał skulony, jakby starał się coś sobą zasłonić. Malutkie mokre ciałko wypełzło spod zaniepokojonego pyska. Drugie wiło się między przednimi łapami. Piotr po¬czuł, jak z łzy spływają mu po twarzy.
— Wiem już, jak masz na imię: Julia.
 

Fragment

Ciotka Marianna

Na starość żałowała, że nie ma dzieci. Ciociowała dzieciom i wnukom przyjaciół, ale przede wszystkim matkowała zwierzętom. Zbierała nieszczęsne koty i psy. Opatrywała rany i użyczała swojego ciepła. Zawsze umiała współczuć, a szczególnie tym, za których nikt się nie modlił.
To rodzice wpoili córce umiejętność wchodzenia w cudzą, nawet najbardziej okaleczoną skórę. Była jedynaczką. Ukochaną, podziwianą panną Marianną. Tak nazywał ją ojciec, nawet gdy do panny brakowało jej jeszcze i wzrostu, i lat. Matka Marianny była skoligacona z rodziną Romanowów. Trudno więc się dziwić, że rewolucja zmusiła ich do ucieczki. Mieli przyjaciół w Grodnie i tam właśnie się udali.
Marianna była jeszcze małą dziewczynką i nie czuła przerażenia rodziców. Szybko znalazła nowe koleżanki i nowe koty potrzebujące pomocy.

Gdy skończyła szesnaście lat, zaczęła przyjmować hołdy płci przeciwnej. Młodzieńcy korzystali z każdej okazji, aby spojrzeć w jej wielkie piwne oczy. Ojciec stał na straży cnoty córki, ale i puchł z dumy. Marianna była naprawdę piękna i wyjątkowo zgrabna. Choć stracili majątek, to dobrego smaku nikt im nie odebrał. Matka dbała o nienaganny wizerunek córki i ubierała ją zgodnie z najlepszym gustem. A już w karnawale starała się zrobić z Marianny rajskiego ptaka. I tak z karnawału na karnawał miała dziewczyna coraz liczniejszych adoratorów. Zakochała się. Maurycy był przystojny i miał w sobie coś dzikiego. Zazwyczaj łagodny i szarmancki, rzucał niesamowite spojrzenia szaleńca. Rodzice zauważyli, że Marianna świata poza nim nie widzi. Pochodził z dobrej rodzi¬ny, więc uznali, że może zostać zięciem. Zaręczyny były skromne, choć pierścionka na palcu narzeczonej nie powstydziłaby się nawet księżniczka. Był podobno bardzo stary. Po zacnej prababce, co to na śmierć się zamodliła. Wcześnie zdążyła powić dziewięcioro pociech i niektórzy szeptali, że to one, a nie modlitwa przyczyniły się do odejścia z tego świata.
Marianna myślała, że to niezwykłe losy rodziny Maurycego przydały jego spojrzeniu szaleństwa. Nie mogła wiedzieć, że oczy pokazują poplątane morfiną myśli. Dopiero po ślubie znalazła pozłacaną strzykawkę, ukrytą w metalowym puzderku.
Ale nie to kazało jej uciec nocą do domu rodzi-ców. Przestraszyła się nie na żarty. Dotąd nie miała pojęcia, czym jest morfina i uzależnienie od niej. Maurycy wyjawił żonie, że musi „zażywać lekarstwo”. Że to konieczne dla jego skołatanych nerwów. Uwierzyła, choć wzbudziło to jej niepokój. Uciekła, gdy zabrakło lekarstwa. Nagle mąż zmienił się w potwora. Nie próbował jej odzyskać. Rzeczy żony przesłał przez posłańca. Prawie cała jego rodzina milczała jak zaklęta. Tylko stary dziadek pojawił się, aby dać Mariannie dobrą radę: — Zapomnij o nim, dziewczyno — powiedział.
Z rozwodem nie było żadnego kłopotu. Małżeństwo trwało zaledwie miesiąc. Marianna przepłakała następny miesiąc. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie miodowe tygodnie. Jak większość panien, marzyła o romantycznym kochanku i miłości aż po grób. Ojciec tłumaczył: jesteś jeszcze młoda i spotkasz prawdziwą miłość. Ona odpowiadała, że chyba tylko psią lub kocią. Straciła naiwną wiarę w nieskazitelnych rycerzy.

Po kilku miesiącach wróciła do normalnego życia. Przynajmniej tak się wszystkim wydawało. To, że była rozwódką, wzbudziło tylko jeszcze większe zainteresowanie panów. A ona? Flirtowała na każdym kroku. Zamknęła serce na kłódkę i zwodziła, rozkochiwała.
I znów nadszedł karnawał. Wyglądała oszała-miająco. Sąsiedzi zorganizowali kulig. Tam poznała Stanisława. Starszy o piętnaście lat wdowiec dał się zauroczyć młodziutkiej rozwódce. Jej zaimponował polski oficer z wieloma odznaczeniami za waleczność. Nawet nie zwróciła uwagi na krótszą nogę. Lekko utykał, ale to nie przeszkadzało w tańcu. Nie miał w sobie nic z Maurycego. Nic mrocznego w oczach, nic tajemniczego w ruchach. Dość szybko poprosił ją o rękę. Rodzice byli przychylni, ale ona dała sobie czas do namysłu. Z jednej strony chciała być żoną, z drugiej nie czuła tego, co kiedyś budził w niej Maurycy. Lubiła Stanisława, imponował jej spokojem i nienagannymi manierami. Chyba dobrze mieć takiego męża, myślała.
Zastanawiała się pół roku. Stanisław nie ponag-lał. Chodzili na długie spacery, grali w loteryjkę i rozmawiali, rozmawiali. Właśnie to zaważyło na jej decyzji. Nikt dotąd nie słuchał jej z taką uwagą. Poczuła się interesująca nie tylko ze względu na urodę. Podczas jednej z rozmów po prostu powiedziała: — Chcę zostać pana żoną.
Oczy mu się zaszkliły. Na chwilę stracił głos. Pa¬trzyła na pociągłą twarz z niesfornym kosmykiem na czole. Był bardzo męski, a zarazem miał w jasnosza¬rych oczach coś miękkiego. Jakby dziecinny wyraz zdziwienia.
Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Ci¬chy ślub. Tylko rodzina i przyjaciele z wojska. Marianna miała kremową garsonkę. On był w mundurze. Po sakramentalnym „tak” przytulił ją tak mocno, że straciła oddech. Nie ucałował niczym romantyczny kochanek, ale uścisnął z całej duszy.
Wyjechali tylko na tydzień. Do Warszawy. Pokój w hotelu Bristol był przygotowany dla nowożeńców. Prawie zeń nie wychodzili.
Po powrocie do Grodna Stanisław starał się sprostać obowiązkom służbowym i mężowskim. Wygrywało wojsko. Rzadko bywał w domu. Marianna miała liczne towarzystwo i młodą duszę. Zresztą nie tylko duszę. Znów zaczęła flirtować. On nie dawał wiary plotkom.

Kiedyś znajomi zaprosili ją na tańce. Poszła sama, bo Stanisław był na poligonie. Poznała przystojnego kuzyna koleżanki. Nie dziwota, że wpadła mu w oko. Mama uszyła jej błękitną suknię z delikatnego jedwabiu. Marianna przypominała czarnowłosego anioła. Bawili się doskonale. Po północy goście zaczęli się rozchodzić. Młodzieniec za nic nie chciał się rozstać z przyjaciółką kuzynki. Zaprosił ją na przejażdżkę nowym automobilem. Nie wiadomo, czy to wypity alkohol, czy gorąca krew, a może jed¬no i drugie, w każdym razie samochód wylądował w rowie. Trochę się poobijali, ale nie stało się nic poważnego. Tylko suknia wyglądała gorzej niż odarta z lakieru karoseria samochodu.
Marianna wpadła w popłoch. Ciemna noc, środek pola. Znikąd ratunku. Szczęśliwie zobaczyli światła. Ktoś jechał w ich stronę. Dwie żółte, ruchome plamy majaczyły w wiosennej mgle. Zbliżały się. Młody podrywacz zapomniał o swojej towarzyszce i taplał się w błocie, chcąc wypchnąć samochód z rowu. Podniósł głowę dopiero, gdy wojskowy gazik zahamował tuż obok. W świetle reflektorów Marianna zobaczyła znajomą sylwetkę wyskakującą wprost w kałużę. — Myszeńko! Nic ci się nie stało?

Moja malutka, czemu płaczesz? — Stanisław tulił Mariannę i przemawiał najłagodniej. Na młodzieńca nawet nie spojrzał. Wziął żonę na ręce i zaniósł na siedzenie gazika. Dopiero teraz zauważył zabłoconą suknię. — Nie płacz! Kupimy nowy jedwab! Jeszcze piękniejszy. — Uśmiechnął się i ruszyli do domu.
Marianna nie zapytała, co z nieszczęsnym kierowcą automobila. Znała Stanisława i wiedziała, że na pewno wyśle jakichś wojaków z liną.
Wszystko wróciło do normy. Stanisław nie wspomniał słowem o nocnej eskapadzie. Stał się może czulszy i po kilku dniach przywiózł Mariannie belę delikatnego jak mgła jedwabiu. Rozwinął go, a ten zaszeleścił niczym zielonkawy potok.
Był koniec kwietnia 1939 roku. Nie wiedzieli, że za kilka miesięcy wybuchnie straszna wojna. Stanisław nie zdążył zobaczyć żony w nowej sukni. Była przeznaczona na rocznicę ślubu w końcu września. Zginął w Katyniu, a Marianna nie wyszła ponownie za mąż. Żałowała tylko, że nie ma dzieci.

Dodaj artykuł do:
(dodano 27.09.13, autor: wanilia)
Dział literatura
Tagi: Dorota Sumińska opowiada. "Historie, które napisało życie"
KOMENTARZE:
Aby dodać komentarz musisz się zalogować
Logowanie
Po zalogowaniu będziesz mieć możliwośc dodawania swojej twórczości, newsów, recenzji, ogłoszeń, brać udział w konkursach, głosować, zbierać punkty... Zapraszamy!
REKLAMA
POLECAMY

NEWSLETTER

Pomóż nam rozwijać IRKĘ i zaprenumeruj nieinwazyjny (wysyłany raz w miesiącu) i bezpłatny e-magazyn.


Jeśli chcesz otrzymywać newsletter, zarejestruj się w IRCE i zaznacz opcję "Chcę otrzymywać newsletter" lub wyślij maila o temacie "NEWSLETTER" na adres: irka(at)irka.com.pl

UTWORY OSTATNIO DODANE
RECENZJE OSTATNIO DODANE
OGŁOSZENIA OSTATNIO DODANE
REKOMENDOWANE PREMIERY
1
Damiano David
2
Arkadiusz Jakubik
3
Eluveitie
4
Sting
5
Elton John & Brandi Carlile
6
Anita Lipnicka
7
The Waterboys
8
Bryan Ferry
9
Mela Koteluk
10
Turbo
1
Korek Bojanowski
2
Mara Tamkovich
3
Michel Hazanavicius
4
Céline Sallette
5
Christopher Landon
6
Neil Boyle, Kirk Hendry
7
Rungano Nyoni
8
Fabrice Du Welz
9
Michał Kondrat
10
Alonso Ruizpalacios
1
Alina Moś
2
Ilaria Lanzino
3
Sebastian Fabijański
4
Anna Kękuś
5
Łukasz Czuj
6
reż. Mariusz Treliński
7
Beth Henley / reż. Jarosław Tumidajski
8
Gabriela Zapolska
9
Marta Abramowicz / reż. Daria Kopiec
10
Opera Krakowska w Krakowie
REKLAMA
ZALINKUJ NAS
Wszelkie prawa zastrzeżone ©, irka.com.pl
grafika: irka.com.pl serwis wykonany przez Jassmedia