Dwa spojrzenia na temat miłości

Dwa interesujące spojrzenia na temat miłości znajdziemy w nowej powieści Anny Janko "Pasja według św. Hanki" i "Złości" Magdaleny Miecznickiej.

Opowieść o miłości totalnej

Najnowsza książka Anny Janko to piękna opowieść o potężnej sile miłości, która jak demon, zarazem tworzy i niszczy, prowadzi na szczyty egzystencjalnych doznań, ale także porzuca na krawędzi, spycha na dno, w pobliże śmierci. Hanka, bohaterka Dziewczyny z zapałkami zbliża się do czterdziestki, jest matką dwójki dzieci, rozczarowaną małżeństwem żoną, niespełnioną poetką. I wtedy pojawia się ON, a wraz z nim wielka namiętność, ekstremalne przeżycia, szansa na szczęście. Ale też poczucie winy i ból. Autorka opisuje z przenikliwością, niezwykłą dynamiką, dramat miłości i udowadnia, że polszczyzna jest w stanie unieść temat erotyki i seksu. Uczta dla zmysłów, uczta dla umysłu.

Miłość chodzi po ludziach i szuka kochanków. Wszystko jedno kim są i jak uwikłani w życie, ile lat mają, ile sił, pieniędzy, czasu, jakie mają poglądy, plany, obowiązki, powinności. (…)
Zakochany człowiek nie ma sumienia. Możesz mieć męża, żonę, dzieci, chorą matkę, debet w banku, czterdzieści lat, wszystko jedno. I tak dzielą cię od tego pradystans i lata gwiezdne. W dodatku masz tę absolutną pewność, jaką miewają prorocy, że wiesz, co robisz, i wszystko będzie, jak ma być. Jakbyś się sam ze sobą na dusze pozamieniał!

(fragment książki)

 

Premiera w czerwcu 2012.

Anna Janko (ur. 1957) – poetka, pisarka, krytyk literacki. Współpracowała z II Programem Polskiego Radia, publikowała w magazynie „Odra”, „Pani”, obecnie współpracuje z czasopismem„Zwierciadło”. Członkini Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i PEN-clubu.

 

"Złość" Magdaleny Miecznickiej

Premiera 10 maja 2012

Rozmowa z Autorką

Bohaterka pani najnowszej powieści czyta ambitną literaturę i wydaje się bardzo dorosła, ale kiedy chce się przeciwstawić ojcu i pokazać mu, jak się naprawdę czuje, nie potrafi. Dlaczego?

Marta ma kompleks grzecznej dziewczynki. To chyba dość typowe w naszym świecie. Dziewczynkom zawsze się mówi, że muszą się ładnie zachowywać, być delikatne, grzeczne, łagodne. Nie mówić brzydkich słów. Nie złościć się. Złość piękności szkodzi. Muszą pielęgnować w sobie cnoty dziecka. Kobietom nie pozwala się dorosnąć. Znam kobiety, którym ten przesąd łamie karierę - nie są w stanie zachować się tak twardo jak mężczyźni, bo musiałyby przestać być urocze. Moja bohaterka w końcu przechodzi jednak przemianę i staje się twarda.
Poza tym Marta z powodu swojej osobistej historii weszła w rolę skrzywdzonej dziewczynki. Pierwszym etapem dojrzewania będzie więc dla niej pokazanie samej sobie i innym, że też potrafi krzywdzić. Myślę, że takie przemiany i okrutne zabawy są charakterystyczne dla okresu dojrzewania.

To powieść o dojrzewaniu?

Oczywiście, między innymi. Ale dojrzewanie okazuje się bardziej skomplikowane, niż to się Marcie wydaje. Ostatecznie moja bohaterka zda sobie sprawę, że dojrzałością nie jest ani twardość taka, jaką reprezentuje jej ojciec, ani krzywdzenie innych. Prawdziwa dojrzałość jest zupełnie gdzie indziej.

Czy w ogóle można się wyzwolić z dziecięcych zranień? Czy też ciągle będziemy płacić za grzechy naszych rodziców?

W książce pada zdanie, że dojrzałość to życie tak, jakby nikt nas dotąd nie zranił - a więc jakby nie było żadnego dotąd. Do tego w końcu dochodzi Marta. Dojrzałość to życie bez resentymentu, bez pragnienia zemsty, bez załatwiania porachunków. Suwerenne - a nie w reakcji na coś, co nas dotknęło. W tym sensie dojrzałość jest faktycznie wyzwoleniem się od tego, co zrobili nam nasi rodzice - oczywiście to tylko ideał, najczęściej niedościgniony.

Ważnym tematem książki jest europejskość. Czemu ona służy?

Marta jest młoda, zna języki obce, należy do pokolenia, które ma szansę wychować się bez tzw. kompleksu polskiego - czyli bez kompleksu prowincji, który długo prześladował naszych rodaków. Relacje o tym kompleksie znamy z literatury - najsłynniejsze powstały zapewne pod piórem Gombrowicza i Mrożka. Ja naprawdę myślę, że ten kompleks się skończył - że wcale nie był metafizycznym elementem polskości, tylko rezultatem takiej a nie innej sytuacji polityczno-kulturowej. Marta nie ma żadnego kompleksu, czuje się Europejką i ta jej europejskość daje jej przewagę nad, po pierwsze, starszym pokoleniem Polaków, reprezentowanym przez ojca i jego żonę, i, po drugie, nad parą Amerykanów, którzy mają z kolei kompleks Europy - jak wielu Amerykanów. Europejskość to tożsamość, która w rozgrywkach symbolicznych może dawać przewagę i Marta umie to wykorzystać.

W książce możemy podziwiać całą galerię kobiecych sposobów na życie. Łatwiej w życiu "grzecznym" dziewczynkom czy wyzwolonym "złośnicom"?

O rety, nie wiem.
Maja jest upiornie słodką i trochę naiwną Amerykanką. To taki nieznośny, ale naprawdę istniejący styl. Karolina jest przekwitającą pięknością, kobietą bezdzietną, niepracującą, a przy tym niezbyt dobrze traktowaną przez apodyktycznego, realizującego się zawodowo męża. Ma dość puste życie i wydaje się, że próbuje jakoś tę pustkę zapełnić. Florence jest ostrą Francuzką, która z błyskotliwości i braku złudzeń uczyniła swoje credo. Z kolei Marta to, jak już wspomniałyśmy, zraniona dziewczynka, wrażliwa intelektualistka, która nie potrafi powiedzieć tego, co czuje. W efekcie pewnych zdarzeń Marta wyzwala się ze swojego kompleksu grzecznej i zranionej dziewczynki i ta jej przemiana kompromituje po kolei wszystkie inne bohaterki. Zdziera z nich maski i pokazuje fałsz ich sposobów na życie. Ostatecznie Maja okazuje się nieco mniej słodka, niż chciała się wydawać, o Karolinie dowiadujemy się, że jest w gruncie rzeczy całkiem zadowolona ze swojego pustego życia. Nawet projekt egzystencjalny Florence odsłania swoją miałkość i niedojrzałość. No a Marta z jednej fałszywej sytuacji ucieka w drugą. Żeby w końcu jednak dojrzeć i otrząsnąć się z obu - to taki happy end przez łzy.
Moje bohaterki wykazują nieskończoną inwencję, jeśli chodzi o sposoby samooszukiwania. Ta ludzka umiejętność zawsze mnie fascynowała.

Wrażliwość artystyczna widoczna w Złości przywodzi na myśl atmosferę z książek Margaret Atwood czy Alice Munro. Czy jest pani wielbicielką twórczości tych pisarek?

Tak! Jestem wielbicielką takiego sposobu pisania, który można nazwać bardzo ogólnie nowoczesnym realizmem obyczajowym. Literatury współczesnej, która jest głęboka, przenikliwa, niełatwa pod względem poruszanych problemów, ale w której jest też fabuła, akcja, postaci, nawet suspens. Mam ostatnio dość awangardy - zajmowałam się kiedyś teorią literatury, byłam krytykiem literackim i wszystkie te eksperymenty, które uczono nas podziwiać, po prostu mi się przejadły. Sto razy wolę dobrze napisaną wciągającą powieść niż nudę, choćby rewolucyjną pod względem formalnym.
Przy czym ten nowoczesny realizm, o którym mówię, nie jest w Polsce nurtem wiodącym. U nas pisarze mają często przeświadczenie, że muszą ciągle rewolucjonizować język i inne narzędzia pisarskie, że każda książka powinna być nowatorska formalnie. Literatura wysoka musi być hermetyczną zabawą konwencjami i językiem. Ja sama kiedyś chyba też tak uważałam. A teraz aż mi się ziewać chce, jak o tym myślę.
Fabuła, akcja, postaci, dramat etc. są w Polsce dopuszczalne tylko w literaturze "niskiej" - na przykład detektywistycznej. Dlatego znam kilku krytyków literackich, którzy z własnej woli czytają wyłącznie kryminały - bo to jedyne dostępne książki, w których coś się realnie dzieje. Oczywiście trochę przerysowuję. Ale chyba nie bardzo.
Na Zachodzie jest zupełnie inaczej. W świecie anglosaskim kwitnie ambitna proza obyczajowa – psychologiczna i społeczna – z naszej perspektywy dość konwencjonalna pod względem języka i kompozycji, i to wcale nie odbiera jej głębi. Tak piszą właśnie Atwood, Munro, Barnes, Bushnell, Amis, czasem Roth, tak pisał Updike i wielu, wielu innych. Lubię też francuski sposób psychologizowania, szybki, precyzyjny i elegancki. Wprawdzie został on ostatnio we Francji nieco wyparty przez literaturę "pępkową", polegającą na babraniu się w "ja" autora, ale z pewnością wróci. Ta tradycja Saganki, a przedtem na przykład Gide'a, Stendhala i Flauberta, ciągle jest chyba tym, co najlepsze w literaturze znad Sekwany. Wbrew pozorom także niby niechętny psychologizowaniu Houellebecq właśnie tej tradycji zawdzięcza swoją precyzję.
Moim zdaniem najprzyjemniejsze w literaturze jest tworzenie postaci, które nie są nami, oraz napięć pomiędzy nimi. To daje niesłychane poczucie wolności - że można wyjść z siebie i stworzyć kogoś zupełnie innego. Ostatnio interesuje mnie to znacznie bardziej niż zabawa konwencjami i wydaje mi się, że bardziej interesuje też czytelników.

W powieści zabiera nas pani w podróż w piękne miejsca wzdłuż Lazurowego Wybrzeża. Czy prywatnie jest pani miłośniczką tamtych stron?

Tak, prywatnie spędziłam tam kilka miłych chwil. Na przykład pojechałam kiedyś do Nicei robić wywiad ze Sławomirem Mrożkiem i z tego pobytu, w samym środku zimy, pamiętam oślepiającą jasność i energię miasta.
A służbowo sądzę, że to wiarygodne miejsce na wakacje dla takiego bogacza jak Mariusz, ojciec Marty. Poza tym Lazurowe Wybrzeże daje wdzięczną scenografię dla powieści. No i jest jeszcze czynnik psychologiczny. Jak się siedzi w listopadzie na Mokotowie i pisze powieść, to ma się ochotę umieścić ją gdzieś, gdzie słońce wylewa się ze wszystkich zakamarków i ludzie jeżdżą na skuterach.

 

Magdalena Miecznicka

(ur. 1977) pisarka i publicystka. Mieszka w Warszawie z mężem i dwójką dzieci. W 2009 roku w Wydawnictwie Literackim ukazała się jej debiutancka powieść Cudowna kariera Magdy M.

O książce

Na jachcie pod lazurowym niebem toczy się okrutna gra, która musi doprowadzić do katastrofy... To nowoczesna literatura czerpiąca ze wzorców zachodnich – Françoise Sagan, Margaret Atwood i Alice Munro.
Marta jest błyskotliwą, ale pełną kompleksów dwudziestolatką. Choć czyta klasyków literatury i włada kilkoma językami, została wychowana, jak wiele Polek, na „miłą panienkę”. Wciąż nie może poradzić sobie z poczuciem krzywdy, jakiej doznała od ojca w dzieciństwie, i nie umie wyrazić swojej złości. Kiedy jednak ojciec wraz z żoną zapraszają ją na luksusowe wakacje na jachcie w towarzystwie pary młodych Amerykanów, wszystko się zmienia. Zaczyna się idylliczna wycieczka po zatokach Morza Śródziemnego. Ale nic nie jest takie, jak się wydaje i pozornie niewinna wyprawa okaże się punktem zwrotnym w życiu uczestniczących w niej osób...
Powieść jest znakomicie napisana, wciąga od pierwszych stron i trzyma w napięciu. Czytelnik znajdzie tu wszystko, co składa się na dobrą i poczytną literaturę: przemyślaną fabułę, różnorodne postaci, intrygującą główną bohaterkę, (czarne) poczucie humoru, uniwersalne problemy i pełne dramaturgii zakończenie.
To opowieść o miłości i zemście, dobru i złu, dojrzewaniu i szukaniu innego wzoru kobiecości niż ten, który krępuje wiele kobiet w Polsce – grzecznej dziewczynki. A wszystko mocno osadzone w scenerii Lazurowego Wybrzeża, której sugestywne opisy na długo zapadają w pamięć.
Materiały prasowe Wydawnictwa Literackiego
Fragment książki
Prolog
Kiedy myślę o tamtym lecie, spod wszystkich olśnień — smaku słonej wody, zapachu kurzu na rozgrzanej drodze i wilgoci pocałunków — pierwsza wyłania się duma. Duma, że pozwoliłam złości mną zawładnąć, i duma, że dzięki niej stałam się kimś innym, niż byłam dotąd. Kimś twardszym i gorszym.
Dorosłym.
Ale potem przychodzi zwątpienie.
1
Wśród anegdot powtarzanych przez kobiety z mojej rodziny, kiedy byłam dzieckiem, jest jedna, która ma szczególny związek z tą opowieścią. To historia dziewczyny, której matka została porzucona przez męża niedługo po urodzeniu córki. Być może chcąc zrealizować swoje dawne marzenie o wolności i karierze, a może z jakiegoś innego powodu, wyjechał on do Chicago i odezwał się dopiero wtedy, gdy córka kończyła osiemnaście lat. Z tej okazji wysłał jej małe pudełko z brylantowymi kolczykami, jakich z pewnością nie miała żadna z jej peerelowskich koleżanek.
Do prezentu dołączył zaproszenie do Ameryki, które w owych czasach (musiały to być wczesne lata siedemdziesiąte) było w Polsce szczytem marzeń. W godnym podziwu geście solidarności z matką i w zgodzie z własnym wypełnionym tęsknotą dzieciństwem dziewczyna odesłała je jednak bez słowa i — jak głosi opowieść — nigdy nie spotkała swojego ojca.
Historia ta długo mnie fascynowała. Przez dziesięć lat od odejścia mojego ojca, który gonił za podobnym marzeniem, choć już w polskiej rzeczywistości, nieraz przed zaśnięciem wyobrażałam sobie, że to ja otrzymuję przesyłkę i odsyłam ją bez słowa.
W myślach widziałam jego minę, kiedy odbiera swój prezent i zdaje sobie sprawę ze wszystkiego, co musiałam czuć przez te lata — po czym wzrusza się i żałuje. Następnie zaś prosi mnie o przebaczenie, a ja odmawiam. A mimo to odtąd nasze stosunki pozostają pełne zainteresowania i atencji — oczywiście z jego strony. I w każdym z języków obcych, jakich się uczyłam, powtarzałam sobie ten monolog, który kiedyś przed nim wygłoszę i w którym pięknie i dobitnie przedstawię swoje racje. Kto wie zresztą, czy nie po to z takim zapałem uczyłam się języków — żeby zwielokrotnić lingwistycznie triumf, który kiedyś przypadnie mi w udziale.

A jednak, kiedy miałam szesnaście lat i odebrałam telefon od sekretarki ojca, że będzie on niedługo w naszym mieście i chciałby się ze mną spotkać, zamiast zademonstrować niechęć, stawiłam się grzecznie w wyznaczonym miejscu. Ostatecznie musiało dojść do tego spotkania, żebym mogła powiedzieć ojcu, co o nim myślę. Pozwoliłam sobie tylko na maleńką niepunktualność, licząc, że będzie ona pierwszym aktem mojej przewagi. Przewagi moralnej dziecka nad rodzicem, który je skrzywdził. Najprostszej, najszlachetniejszej przewagi, jaką można sobie wyobrazić. I idąc na spotkanie, ufałam, że oto zaczyna się relacja, w której ja będę górą. Szybko zrozumiałam jednak, jak chybione były moje kalkulacje.

Mężczyzna, którego zastałam przy stoliku, nie wyglądał na kogoś, kogo łatwo onieśmielić.
Na zdjęciach z czasów mojego wczesnego dzieciństwa, z których zrobiłam sobie w domu mały ołtarzyk w tajemnicy przed mamą, wydawał się szczupły, a nawet chudy. Jego oczy błyszczały zaś jak oczy studenta, który gustuje w złych ideach.
I kogoś takiego się spodziewałam — błyskotliwego doktoranta, do którego wrażliwości łatwo mi będzie trafić. Kiedy przyszłam na świat, moi rodzice byli w końcu parą intelektualistów. Tymczasem czekający na mnie mężczyzna z tamtego chłopaka miał tylko bladą cerę i gęste, ciemne włosy. Od czasu do czasu odgarniał je dłonią do tyłu, w geście samozadowolenia.
Poza tym jednak zdążył przytyć i upodobnił się do okrutnego bożka. Jego twarz była pełna jak twarz Buddy, a spod wyrazistych brwi patrzyły wąskie i przebiegłe oczy. Elegancki ubiór — ciemny garnitur — nie zdołał jednak ukryć masywnego karku, przywodzącego na myśl bywalca osiedlowej siłowni. W ogóle strój i styl bycia mojego ojca zdawały się pasować bardziej do bankiera z Mediolanu niż do polskiego biznesmena. A jednak, jak się niebawem
przekonałam, komponowały się świetnie z jego charakterem. Był to bowiem mężczyzna brutalny i zawsze pewien swojej racji. Być może stał się taki w wyniku oszałamiającej kariery, a może to właśnie te cechy umożliwiły mu karierę — albo jedno i drugie po trochu. Przez jakiś czas miałam wstydliwą manię śledzenia wszystkiego, co mówiono i pisano na jego temat. W jakimś gazetowym „portrecie” wyczytałam, że jego ulubionym filozofem jest Nietzsche, pisarzem Dostojewski, a najbardziej pogardzaną cechą słabość. Sam uważał się za człowieka silnego i odważnego; do dzisiaj nie jestem pewna, czy taki był, czy też raczej brał swoją brutalność za siłę. W każdym razie biła od niego niezwykła, wręcz niebezpieczna energia, która otwierała przed nim wiele drzwi i być może niektóre serca.

Tamtego popołudnia mnie jednak zmroziła, tak bardzo, że nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Zrozumiałam, że jeśli nie wykonam jakiegoś spektakularnego gestu, właśnie w rodzaju zwrócenia mu brylantowych kolczyków, rozgniecie mnie jak robaka. Ale na żaden taki gest nie było mnie stać.
— Mają tu doskonałą kaczkę z jabłkami. Polecam ci — powiedział z pełnymi ustami, kiedy usiadłam naprzeciwko i zatopiłam w nim wyczekujące spojrzenie.
Zbił mnie z tropu. Przez dziesięć lat, podczas których obmyślałam nasze powitanie, ani razu nie pojawiła się w nim kaczka z jabłkami. Zanim skończyłam obiad, ojciec wstał i zaczął się ze mną żegnać.
— Jestem zajętym człowiekiem, a ty spóźniłaś się dziesięć minut — wyjaśnił rzeczowym tonem, który miał pokazać, że moje przewinienie wcale go nie dotknęło. Zapewne dlatego, że nic nie było w stanie go dotknąć.
To akurat łączyło go z moją matką, a w każdym razie z osobą, jaką się stała po jego odejściu. Z wczesnego dzieciństwa zachowałam wspomnienie jej ciepła — potem jednak stała się powściągliwa i daleka. Być może po prostu nie chciała pokazać przede mną słabości — a może naprawdę słabość była jej obca, w każdym razie moje pytania o ojca zbywała obojętnym, przepraszającym uśmiechem i wracała do pisania swoich tekstów.
Ojciec był biznesmenem, który zbudował karierę na bezwzględności. Matka była dziennikarką, autorką ostrych i wzruszających reportaży społecznych o naszym regionie, które wyczerpały jej entuzjazm dla świata. Kiedyś razem chcieli czytać książki i być szczęśliwi, ale potem przyszły lata dziewięćdziesiąte i nikt już nie miał takich miłych planów. Kim mogłam stać się ja, roztkliwiająca się nad sobą sierota po ich marzeniu?
— Porozumiem się z żoną i zaprosimy cię do nas w czasie wakacji — dodał mój ojciec i wyszedł, a ja zostałam sama ze wstydem, że przez dziesięć lat tęsknoty nie dopracowałam się niczego, co mogłabym przeciwstawić jego arogancji
10
(…)
Za jakąś godzinę kilkoro znajomych Mathieu i Florence postanowiło pojechać nad morze, więc i my wsiedliśmy na skuter i pędziliśmy tym razem w dół wzgórza, łykając powietrze i śmiejąc się na głos z tej nocy i z tego, że się poznaliśmy. Nie wiem, jak długo trwała nasza przejażdżka, ale chciałam, żeby nigdy się nie skończyła. Wrażenia całego wieczoru, przenikliwość Florence i coś, co z braku lepszego słowa można było nazwać tolerancją — tolerancją na dziwność i cierpienie, które dotąd wydawały mi się czymś strasznym i wstydliwym — do tego czułość i urok Mathieu, wszystko to sprawiło, że miałam wrażenie, jakby ktoś otworzył przede mną zupełnie nowy świat. I był to w dodatku świat, do którego od dawna należałam.
W końcu Mathieu zatrzymał skuter i usłyszeliśmy łagodny szum morza. Znajdowaliśmy się na kompletnym pustkowiu, w ciemności. Nie widać było ani wody, ani plaży; w oddali błyszczało tylko światełko telefonu komórkowego, znaczące miejsce, gdzie musiała zatrzymać się przybyła parę minut przed nami Florence i kilkoro ich znajomych. Ufałam jednak, że mój towarzysz zna tę plażę na pamięć. Objął mnie w talii, żebym się nie potknęła, i popchnął do przodu. W końcu usłyszeliśmy ciche pluski i głosy dobiegające z morza, nadal niewidocznego. Zrzuciliśmy ubrania i w samej bieliźnie, ze śmiechem, stawiając ostrożnie kroki, poszliśmy do wody. Morze wydawało się teraz cieplejsze niż w dzień i tak spokojne, że przypominało jezioro. Zanurzyliśmy się po szyję; woda była czarna i śliska. Potem zamarliśmy, objęci, bojąc się ruszyć. W zasięgu ręki mogło kryć się wszystko, ale stojąc tak razem, czuliśmy się bezpieczni.
Wracaliśmy mokrzy i przemarznięci, lecz pod jeszcze większym urokiem tej nocy. A ja miałam wrażenie, że nigdy nie przeżyłam nic tak ekscytującego, szalonego, i zarazem tak dobrego.
— Dobranoc, Mathieu — powiedziałam, kiedy zatrzymał się przy Laurze L., i pocałowałam go w usta. Wypowiadanie jego imienia sprawiało mi szczególną przyjemność, bo nie do końca jeszcze miałam do tego prawo.
— To o dwunastej we Fnacu — szepnął i odwzajemnił pocałunek. — A teraz musisz iść, bo wygląda na to, że twój kuzyn zaraz się na mnie rzuci.
Jest chyba zazdrosny. — Jego francuski był miękki i podniecający, ale w taki sposób, jakby bycie podniecającym należało do najnaturalniejszych, najlepszych rzeczy na świecie.
Obejrzałam się. Brian siedział na rufie i patrzył na nas. Wyglądał na zmęczonego. Pomachałam Mathieu i weszłam na pokład. Fale rozbijały się o burtę; oparłam się o reling i wyciągnęłam z kieszeni papierosa, którego dała mi Florence, oraz jej zapalniczkę.
Nie chciało mi się jeszcze wchodzić do środka. A może czekałam na Briana. Po chwili usłyszałam jego głos.
— A więc tak się zachowują Europejki, gdy tylko się je spuści z oka — mówił cicho, sarkastycznie, jakbym go skrzywdziła.
Nie odwróciłam się, ale kątem oka dostrzegłam, że stanął za mną. Tak blisko, że czułam na plecach jego ciepło.
— To wspaniałe być tak rozwiązłą. — Użył słowa promiscuous, które kojarzyło mi się z artykułami z zakresu antropologii kultury. Parę lat temu, czytałam w „National Geographic” o jakichś Indianach, że są promiscuous. — Też bym tak chciał — dodał z pretensją.
— O, tak? — powiedziałam tylko.
Obróciłam się przodem do Briana, tak że moje biodra otarły się o jego udo. Był wyższy ode mnie o jakieś trzydzieści centymetrów, nawet odrobinę wyższy od Mathieu. Jego oczy błyszczały nade mną z mieszaniną odrazy i fascynacji. Myślałam, że za chwilę mnie dotknie i wtedy wydarzy się coś dziwnego i złego, od czego nie będzie odwrotu. Ale on stał tylko z wyrazem desperacji i zdziwienia na twarzy, bezwiednym ruchem zaciskając dłonie w pięści.
Wydmuchałam dym z papierosa i weszłam do środka. Poczułam, że jeśli zaraz się nie położę, zacznę wymiotować. Głowa mi pękała i nie wiedziałam, czy wstanę, żeby zdążyć na dwunastą. Miałam nadzieję, że w razie czego Mathieu na mnie zaczeka.

Dodaj artykuł do:
(dodano 09.05.12, autor: wanilia)
Dział literatura
Tagi: Pasja według św. Hanki, Anna Janko, Wydawnictwo Literackie, MAGDALENA MIECZNICKA, ZŁOŚĆ
KOMENTARZE:
Aby dodać komentarz musisz się zalogować
Logowanie
Po zalogowaniu będziesz mieć możliwośc dodawania swojej twórczości, newsów, recenzji, ogłoszeń, brać udział w konkursach, głosować, zbierać punkty... Zapraszamy!
REKLAMA
POLECAMY

NEWSLETTER

Pomóż nam rozwijać IRKĘ i zaprenumeruj nieinwazyjny (wysyłany raz w miesiącu) i bezpłatny e-magazyn.


Jeśli chcesz otrzymywać newsletter, zarejestruj się w IRCE i zaznacz opcję "Chcę otrzymywać newsletter" lub wyślij maila o temacie "NEWSLETTER" na adres: irka(at)irka.com.pl

UTWORY OSTATNIO DODANE
RECENZJE OSTATNIO DODANE
OGŁOSZENIA OSTATNIO DODANE
REKOMENDOWANE PREMIERY
1
Damiano David
2
Arkadiusz Jakubik
3
Eluveitie
4
Sting
5
Elton John & Brandi Carlile
6
Anita Lipnicka
7
The Waterboys
8
Bryan Ferry
9
Mela Koteluk
10
Turbo
1
Korek Bojanowski
2
Mara Tamkovich
3
Michel Hazanavicius
4
Céline Sallette
5
Christopher Landon
6
Neil Boyle, Kirk Hendry
7
Rungano Nyoni
8
Fabrice Du Welz
9
Michał Kondrat
10
Alonso Ruizpalacios
1
Alina Moś
2
Ilaria Lanzino
3
Sebastian Fabijański
4
Anna Kękuś
5
Łukasz Czuj
6
reż. Mariusz Treliński
7
Beth Henley / reż. Jarosław Tumidajski
8
Gabriela Zapolska
9
Marta Abramowicz / reż. Daria Kopiec
10
Opera Krakowska w Krakowie
REKLAMA
ZALINKUJ NAS
Wszelkie prawa zastrzeżone ©, irka.com.pl
grafika: irka.com.pl serwis wykonany przez Jassmedia