"Amsterdam Parano" Michała Puchalaka

"Amsterdam Parano" Michała Puchalaka to lektura obowiązkowa. Polecam ją szczególnie młodym ludziom zafascynowanym narkotykom - ku rozwadze.

"Kim byłeś jako nastolatek? Gdzie byłbyś dzisiaj gdybyś w wieku 19 lat rzucił szkołę i wyjechał autostopem do Amsterdamu, żeby przez następne pięć lat przepuszczać przez organizm hurtowe ilości marihuany, ecstazy, kokainy i środków halucynogennych?

Czy zasnąłbyś spokojnie w pokoju, w którym na ścianach gospodarz porozwieszał ogromne zdjęcia chłoptasiów z boysbandu N’Sync? Uściślając – zasnął na suwaku śpiwora dla bezpieczeństwa własnego tyłka?

Jakie odczucia mogłyby towarzyszyć ci podczas kibicowania płytkom chodnikowym, leniwie pełzającym w stronę centrum? Może zastanawiałeś się kiedyś, jak by to było zarobkować poprzez czyszczenie spleśniałych instrumentów dętych, wozić przez Amsterdam na kierownicy roweru siatki pełne zielska… szukać piłki w piekarniku? Albo zwiedzać świat równoległy za pomocą salvia divinorum?

Czy myślisz że po takich doświadczeniach byłbyś w stanie napisać o tym książkę? Ktoś był w stanie…"

Michał Puchalak, wstęp

Fragmenty książki:

Był ciepły, wiosenny dzień roku pańskiego 1999, a ja stałem na samym końcu ostatniego wagonu jednego z Katowickich tramwajów.

Trzymając się poręczy patrzyłem jak Anka zmniejsza się coraz bardziej i zostaje w tyle.

Czułem się świetnie. Obecna była oczywiście odrobina niepokoju, ale dreszczyk emocji dominował. Wiedziałem, że pomimo tego iż co prawda jadę tylko tramwajem przez Katowice to tak naprawdę jestem już w podroży.

Podróży gdzieś.

Na ZACHÓD.

Nie był to mój pierwszy wyjazd za granicę – byłem kilka razy na Słowacji i w Czechach, głównie po piwo ze znajomymi, i raz w Niemczech. Z klasą w liceum.

Natomiast definitywnie był to mój pierwszy wyjazd za granice z plecakiem na plecach i osiemdziesięcioma dolarami w portfelu, samemu. Stopem.

Uwielbiam stopa.

--------------------------------------------------------------------------------

Kolejne dwie godziny spędziłem na przewróconej oponie obok trapu. Siedziałem z głową zwieszoną na ramionach na krawędzi wymiotu.

Jakiś człowiek którego w życiu na oczy nie widziałem podszedł do mnie i po angielsku zapytał czy wszystko ze mną ok.

Nie, nie jest ze mną wszystko ok i zaraz zwymiotuje w Twoim generalnym kierunku – pomyślałem, ale na głos powiedziałem coś w stylu ”jest ok”.

Chyba mi nie uwierzył. Po chwili wrócił ze szklanką coli. Potrzebujesz cukru powiedział. Podziękowałem.

Zniknął.

Wychowywany w Polandii, oczekiwałem że coś będzie. Nikt tak po prostu nie kupuje Ci drinka. Drinki kupuje się osobie którą się zna lub chce przelecieć. Lub jedno i drugie.

On na pewno mnie nie znał i miałem wątpliwości co do tego czy chciał przelecieć.

Nie żeby mnie to jakoś bardzo w tamtym momencie ruszało.

Wiedziałem że jakby coś, to zawsze mogę na niego zwymiotować.
--------------------------------------------------------------------------------


Na imprezę sylwestrowa nie mogliśmy się z Krystianem doczekać.

On kupił bilety. Impreza miała być w wielkim stylu. Przecież to koniec wieku, ba, co tam koniec wieku – KONIEC TYSIĄCLECIA!

Wszystko może się zdarzyć. Może będzie ten obiecywany przez tylu szurniętych klechów koniec świata?

Może Y2K? I wszystkie komputery zamilkną lub wprowadzą chaos na skale światową?

A może wydarzy się coś zupełnie innego?

A może nic?

W naszym przypadku wiedzieliśmy że cokolwiek się wydarzy, to wydarzy się w czasie ZAJEBISTEJ IMPREZY.

W ostatni dzień roku byliśmy gotowi na party.

Mieliśmy kilka esctasy i dużo bakania.

Około 22.00 wyszliśmy na zewnątrz szukać taksówki. Niecałą godzinę zajęło nam jej złapanie. I jedyne fl50 zapłaciliśmy za kurs który normalnie kosztowałby fl10.

No cóż, Sylwester…

Kiedy dojechaliśmy do Budynku, była przed nim kilkusetosobowa kolejka.

Ustawiliśmy się grzecznie i staliśmy.

Około 40 minut zajęło nam wejście do środka. Stamtąd mieliśmy jeszcze około 20-30 metrów kolejki do bramki z wykrywaczem metali a za nią – PARTY.

Zdawałem sobie sprawę, że za tablety możemy nie wejść na imprezę. Wiedzieliśmy też że wiele miejsc nie pozwała palić zioła. To była ekskluzywna impreza. Bilety na nią kosztowały po fl250.

Z tego też powodu Krystian w majtkach miał worek z ziołem, ja natomiast w podobnym miejscu worek z tabletami.

Byliśmy około 10 metrów przed bramka. Z nudów obserwowałem co rozgrywało się przy niej.

Jeden z gości czekających aby zostać wpuszczonym do wewnątrz, przechodząc przez wykrywacz metali, uruchomił wycie.

Spokojnie podszedł do niego ochroniarz i poprosił aby opróżnił kieszenie.

Facet, na oko w naszym wieku, wyjął z kieszeni spodni klucze oraz skórzany portfel. Coś jednak wypadło kiedy to wszystko wyciągał.

Była to mała, biała, papierowa koperta.

Wiedziałem co to za koperta.

Ale masz chłopie przerąbane – pomyślałem ze współczuciem gdy ochroniarz podniósł kopertę z kokainą z podłogi.

Wprawnym ruchem otworzył kopertę, zanurzył w niej palec i przeciągnął nim po górnym dziąśle.

Po chwili zamknął kopertę i odezwał się do właściciela tejże.

Wiesz że to niezdrowe?

Wiem – odpowiedział cicho właściciel.

Ok, wchodź powiedział ochroniarz oddając kopertę i odsuwając się na bok.

Było to dla mnie jedno z najbardziej niesamowitych dotychczasowych przeżyć w Amsterdamie. Coś co było tak niemożliwe nigdzie indziej.

To nie była kameralna impreza dla gangsterów. To była olbrzymia impreza na półtora tysiąca osób odbywająca się w muzeum.

To przebiło nawet mojego ulubionego dziadka jeżdżącego na rolkach po mieście w skórzanych stringach, z metalowym kołem na piersiach zamocowanym na skórzanej uprzęży, który śpiewał sobie głośno jakieś dziwne kawałki które leciały mu w słuchawkach.

To był inny kaliber.

Koleś przede mną wszedł właśnie do środka z co najmniej gramem koksu. Legalnie.

Oficjalnie.

A ja mam dwie tablety w MAJTKACH??

Boże, przecież to miejsce to musi być raj dla dealerów…

Na salę weszliśmy dwadzieścia minut przed północą. Zdążyliśmy zjeść po extasy, zwinąć dwa jointy i tańcząc na olbrzymim dancefloorze palić je w pełni szczęścia kiedy zaczęło się odliczanie.

Popatrzyłem nad siebie.

Sufit był około 15 metrów wyżej.

Z sufitu natomiast zwisały na trapezach akrobatki topless bujając się z jednego końca sali na drugi.

I tak stałem nieruchomo na środku sali pełnej ludzi będących pod wpływem wszelkich psychoaktywnych substancji znanych człowiekowi, z jointem w ręce, z extasy w żyłach, patrząc na piersi półnagiej tancerki przelatujące niecałe dwa metry nade mną, w rytmie podkręcającego do granicy orgazmu Transu.

I wtedy właśnie odliczanie dobiegło końca.

Nagła burza świateł, dźwięku. Szampan zaczął lać się ze wszystkich stron. Chemiczna ekstaza z wewnątrz połączyła się z empatyczną ekstazą z zewnątrz. Byłem jednością z całą imprezą. Wszyscy byliśmy braćmi i siostrami.
--------------------------------------------------------------------------------

Grzybów spróbowałem raz w Krakowie. Były w słoiku z miodem. Pamiętam jak stałem wtedy przed drzwiami wpatrując się w ich fakturę i tak bardzo chciałem mieć halucynacje. Nigdy nie miałem halucynacji.

Nie wierzyłem w halucynacje.

Po raz pierwszy zjadłem meksykańskiego grzyba właśnie wtedy. W salonie u Johnny’ego.

I ja i Anka. I parę innych osób których imion nie pamiętam.

Od dziecka miałem bujną wyobraźnię. To przydatna sprawa jeśli chcesz jeść grzyby. Otwarty umysł też się przydaje aby móc samemu sobie wytłumaczyć, dlaczego widzisz embriony w swojej kanapce z tuńczykiem i nie zwariować.

Embriony w mojej kanapce były malutkie i bardzo nie chciały być przeze mnie zjedzone. Jestem w stanie to zrozumieć, jako że nawet nie będąc embrionem również nie chciałbym być zjedzony.

Problemem był mój głód. A one prosiły mnie żebym ich nie jadł. Prowadziłem więc ciężką i bardzo głęboko emocjonalną konwersację ze swoją nadgryzioną kanapką z tuńczykiem. Jako że wszyscy dookoła również jedli grzyby, każdy był czymś zajęty na swój własny, chory sposób.
--------------------------------------------------------------------------------

Staaary, obadaj kibel… powiedział z przejęciem.

Obadałem.

Ściany były czarne. Na nich poprzylepiane były małe gwiazdki i planety.

W środku panowała ciemność rozświetlona jedynie ultrafioletem.

Sprawiało to że po zamknięciu drzwi widać było tylko gwiazdy i planety dookoła. Czułem się jakbym sikał w kosmosie.

Pełny wypas.

Świeciła się również strużka moczu.

Stałbym tak i podziwiał odprawianą przeze mnie czynność fizjologiczna jeszcze pewnie długo ale niestety zabrakło mi moczu.

Wróciłem więc do Krystiana przy stoliku i przyznałem mu racje.

Kibel był super.

Będziemy tu przychodzić.
--------------------------------------------------------------------------------

Torba miała podwójne dno.

Po rozcięciu warstwy wierzchniej naszym oczom ukazał się pakunek.

Pakunek miał około 5 centymetrów grubości i był wielkości torby czyli około 50 centymetrów na 70.

W całości zawinięty brązową taśmą klejącą.

Po chwili już siedziałem mając na kolanach pięciokilogramową płytę haszyszu prosto z Nepalu.
--------------------------------------------------------------------------------

Często eksperymentowaliśmy.

Obaj byliśmy otwarci na eksplorację coraz to nowych rejonów naszych umysłów. Czasem były to rejony z których istnienia zdawaliśmy sobie sprawę dopiero kiedy się w nich znaleźliśmy. Byliśmy podróżnikami, odkrywcami spragnionymi nowych, niezbadanych lądów.

I szukaliśmy na każdym kroku.

Szukaliśmy w Internecie, szukaliśmy w sklepach.

Pewnego dnia Krystian znalazł stronę internetową na której opisane było bardzo wiele różnych, głównie nielegalnych, substancji.

Na stronie tej każda pozycja opisana była pod kątem chemicznym oraz do większości dołączone były opisy przeżyć różnych jej użytkowników.

“Popatrz na to” powiedział nachylony nad monitorem Krystian.

Popatrzyłem.

Na ekranie otwarta była strona czegoś o teologicznie brzmiącej nazwie “Salvia Divinorum”.

Po chwili czytania okazało się że jest to ziele z Ameryki Południowej które używane było przez tamtejszych szamanów do kontaktów z duchami i bogami.

Nasz typ zabawy.

--------------------------------------------------------------------------------

I tak leżałem na materacu, przeźroczysty i martwy. Nie mogąc poruszyć swoim ciałem i głaskany przez zgrzybionego na amen fińskiego geja.
--------------------------------------------------------------------------------

Kiedy zacząłem tańczyć obok niej, zauważyłem zainteresowanie. Zaczęliśmy tańczyć razem. Po chwili byliśmy już na podeście wijąc się razem w czymś co bardziej przypominało seks niż taniec. Zgraliśmy się idealnie. Wczułem się mocno, oplatając ją swoim ciałem i rękami. Zespoliliśmy się w ruchu, a ona ucieszyła się kiedy włożyłem jej w dłoń Buddę.

Nie wiem jak długo tańczyliśmy na podeście. Pod ciemnymi okularami moje oczy były zamknięte. Kiedy je otworzyłem i rozejrzałem dookoła, okazało się że kilkanaście osób tańczy przodem do nas. Kilka osób robiło zdjęcia, ktoś filmował. Zdałem sobie sprawę z tego że odegraliśmy taneczno-erotyczne przedstawienie. Świetnie się z tym czułem. Teraz razem byliśmy gwiazdami wieczoru.

Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się ze jest na imprezie ze swoim chłopakiem. Po chwili dodała że jest z nim od trzech tygodni i ma zamiar zerwać z nim na drugi dzień. Nagle podszedł do nas Krystian z jakimś Holendrem. Okazało się że kiedy my zabawialiśmy salę ocieraniem się o siebie w erotycznym tańcu, Krystian pił z jej facetem.

Świat jest mały.
--------------------------------------------------------------------------------

Jenny Lee przyjechała około północy. Była w pracy, więc wcześniej się nie wyrobiła. Oczekiwałem jej nie tylko dlatego że bardzo ją lubiłem, ale też dlatego że miała przyjechać w charakterze dostawcy kokainy.

Kiedy się wreszcie pojawiła, widziałem że przygotowała się do roli.

Poprosiła mnie do sypialni, gdzie złożyła mi życzenia oraz wręczyła prezent. Prezentem był piękny kwiat Jacka Herrera, wielkości pięści, na łodydze około pół metra długości!

Dopełnienie prezentu stanowiła koperta zawierająca 2 gramy świetnego koksu.

Jenny Lee… Cóż za wspaniała kobieta!

--------------------------------------------------------------------------------

Patrzyłem z niedowierzaniem do wewnątrz mojej głowy jak dziewczynka rośnie, a jej ubranie zaczyna pękać i odpadać na boki. Wilki patrzyły z mieszanką strachu i niepewności. Dziewczynka była już dużo większa od wilków i składała się głównie z oplecionych żyłami, gigantycznych mięśni. Kiedy zaczęła śpiewać głosem Freddiego, zaczęła się jatka.
--------------------------------------------------------------------------------

Ustaliliśmy że na drugi dzień nie idziemy do The Border. Jedziemy prosto do miasta szukać pracy. Tak też zrobiliśmy. Poszukiwania rozpoczęliśmy od Red Light District pełnego sklepów, pubów i hoteli.

I Smart Shopów.

Doszedłem do wniosku że praca w Smart Shopie byłaby dla mnie czymś naprawdę fajnym. Sprzedawać dragi legalnie? Cool.

Wszedłem więc do pierwszego, napotkanego Smart Shopu.

Wyszedłem po około 3 minutach. Pracy nie miałem, miałem za to paczkę meksykańskich grzybów. Zjedliśmy je z Robertem jeszcze naprzeciwko sklepu.

--------------------------------------------------------------------------------

Sam już nie wiedziałem jaką mam fazę. Wrażenia i wizje przeplatały się i co jakiś czas czułem dominację jednego narkotyku nad innymi. Momentami plastikowa, halucynacyjna, kwasowa rzeczywistość przejmowała kontrolę i kilka minut stałem wpatrując się w sufit. Leo stał z kamera i filmował ścianę, w nadziei że zarejestruje na filmie to co w tym momencie na niej widział.

Po wypiciu wywaru z grzybów wszystkie doznania otulił grzybowy chaos.
--------------------------------------------------------------------------------

Po mniej więcej godzinie zatrzymał się na stacji benzynowej w celu nabycia większej ilości piwa oraz zjedzenia obiadu. Byliśmy trochę zestresowani faktem że jest ewidentnie na bani i jedziemy z nim górskimi drogami. Kiedy postawił nam obiad i do tego dzban wina, ucieszyliśmy się jako że nie mieliśmy już pieniędzy na jedzenie. Jak się okazało cieszyliśmy się za wcześnie ponieważ jedzenie okazało się być kawałkami żołądków jakiegoś zwierzęcia, zmieszanymi z jakimiś innymi kawałkami jakiegoś zwierzęcia, polane sosem z jeszcze innych kawałków i było absolutnie niejadalne.

Co innego dzban białego, schłodzonego wina. Wypiliśmy go błyskawicznie w upale i w dalszą podroż ruszyliśmy równie pijani jak kierowca. W dalszym ciągu pił piwa, nam jednak było to już kompletnie obojętne. Na kolejnych przystankach nie kupował nam już jedzenia.

Wino w zupełności nam wystarczało.

Do Aten dotarliśmy kompletnie pijani. Jakimś cudem doszliśmy w okolice Akropolu, rozłożyliśmy maty i śpiwory i zasnęliśmy w zaułku skalnych pagórków nieopodal.

--------------------------------------------------------------------------------

Rzeczywistość naszego położenia spadła na nas raczej przyciężkawo. Oto byliśmy uwięzieni na kilkuset metrowym pasie błota między Rumunią a promem do Bułgarii na który nie było nas stać. Nie mogliśmy wydostać się ani w jedną ani w druga stronę. Najwyraźniej mieliśmy spędzić tutaj resztę naszego życia.

--------------------------------------------------------------------------------

Choinka, z braku miejsca, była gałęzią wiszącą w oknie. Obwieszona jointami skręconymi z rożnych rodzajów palenia. Gdzieniegdzie przystrajały ją koperty z kokainą i plastikowe torebki z różnokolorowymi tabletkami extazy. Na czubku przymocowana drutem dumnie, oraz krzywo, stała buteleczka z poppersem.

Z uwagi na konsumpcyjne przeznaczenie naszej choinki, z dnia na dzień liczba ozdób malała.

Wyrzuciliśmy ją kilka dni po sylwestrze, jako że pusta gałąź w oknie wyglądała mało dekoracyjnie.
--------------------------------------------------------------------------------
Zarówno Jacek jak i ja w tym momencie mieliśmy trochę sprzętu muzycznego. Jakiś czas wcześniej kupiłem grooveboxa, i kilka innych zabawek. Jacek odkupił ode mnie adaptery i pierwszego zakupionego przeze mnie grooveboxa, po którym kupiłem drugiego. Mieliśmy więc wystarczająco sprzętu na małe studio. Oprócz grooveboxow i adapterów procesor efektów, dwie klawiatury MIDI oraz szesnastokanałowy mikser.

Kiedy wprowadziliśmy się razem, podłączyliśmy wszystko w pokoju dziennym. Uwielbiałem tworzyć muzykę. Na wszelkie dostępne mi sposoby. Z Jackiem bywało bardzo produktywnie. Sąsiedzi nie byli zachwyceni.

Nieraz wychodziło nam coś fajnego. Niestety z powodu ciągłego jarania przeważnie zapominaliśmy nagrywać.

"Amsterdam Parano"

Michał Puchalak

COMM, Poznań 2010

Źródło: http://amsterdamparano.pl/  
 

Dodaj artykuł do:
(dodano 06.02.12, autor: wanilia)
Dział literatura
Tagi: "Amsterdam Parano" Michała Puchalaka, książki, literatura polska
KOMENTARZE:
Aby dodać komentarz musisz się zalogować
Logowanie
Po zalogowaniu będziesz mieć możliwośc dodawania swojej twórczości, newsów, recenzji, ogłoszeń, brać udział w konkursach, głosować, zbierać punkty... Zapraszamy!
REKLAMA
POLECAMY

NEWSLETTER

Pomóż nam rozwijać IRKĘ i zaprenumeruj nieinwazyjny (wysyłany raz w miesiącu) i bezpłatny e-magazyn.


Jeśli chcesz otrzymywać newsletter, zarejestruj się w IRCE i zaznacz opcję "Chcę otrzymywać newsletter" lub wyślij maila o temacie "NEWSLETTER" na adres: irka(at)irka.com.pl

UTWORY OSTATNIO DODANE
RECENZJE OSTATNIO DODANE
OGŁOSZENIA OSTATNIO DODANE
REKOMENDOWANE PREMIERY
1
Damiano David
2
Arkadiusz Jakubik
3
Eluveitie
4
Sting
5
Elton John & Brandi Carlile
6
Anita Lipnicka
7
The Waterboys
8
Bryan Ferry
9
Mela Koteluk
10
Turbo
1
Korek Bojanowski
2
Mara Tamkovich
3
Michel Hazanavicius
4
Céline Sallette
5
Christopher Landon
6
Neil Boyle, Kirk Hendry
7
Rungano Nyoni
8
Fabrice Du Welz
9
Michał Kondrat
10
Alonso Ruizpalacios
1
Alina Moś
2
Ilaria Lanzino
3
Sebastian Fabijański
4
Anna Kękuś
5
Łukasz Czuj
6
reż. Mariusz Treliński
7
Beth Henley / reż. Jarosław Tumidajski
8
Gabriela Zapolska
9
Marta Abramowicz / reż. Daria Kopiec
10
Opera Krakowska w Krakowie
REKLAMA
ZALINKUJ NAS
Wszelkie prawa zastrzeżone ©, irka.com.pl
grafika: irka.com.pl serwis wykonany przez Jassmedia