Prezentujemy fragment książki "Noc poślubna" Przemysława Borkowskiego.
Rozdział 1
– Naprawdę mamy wesele w lesie wisielców? – spytała.
Przymknął oczy. Nie tak powinna wyglądać ta podróż.
– To tylko głupia wiejska legenda, kochanie – odparł. – Nie psujmy sobie tego dnia takimi bzdurami.
Nie odpowiedziała. Wyglądało to bardziej, jakby jechali na pogrzeb.
– Poza tym nie w lesie wisielców, tylko gdzieś koło niego. – Usiłował zbagatelizować sprawę. – O ile coś takiego w ogóle istnieje.
– Jak mogłeś tego wcześniej nie sprawdzić? Kto w ogóle stawia hotel w takim miejscu?
Znał ten ton głosu. Raczej nie będą się dziś dobrze bawić.
– Skąd miałem to wiedzieć? – próbował się bronić. – Na ich stronie internetowej nie ma o tym słowa. Pewnie nawet sami tego nie wiedzą. Gdybyś tego gdzieś nie wyczytała, my też nie mielibyśmy o niczym pojęcia.
– Świetna wróżba na naszą wspólną przyszłość – skomentowała. – Szczerze gratuluję wyboru. Najpierw mój ojciec nie dotarł na ślub, teraz to.
– To akurat nie moja wina – odparł z irytacją. – Nie mam wpływu na strajki kontrolerów lotniczych. Mówiłem ci, że powinien przylecieć dzień wcześniej.
Na to również nie odpowiedziała. Spojrzał na nią. Patrzyła w okno. Nie widział nawet jej twarzy, tylko biały, upięty na głowie welon. Czy da się to jeszcze jakoś odkręcić?, pomyślał. Wrócić do kościoła i powiedzieć, że chce się skorzystać z prawa do odstąpienia od umowy?
Błękitny, zabytkowy mercedes przyozdobiony szarfami i kwiatami przyklejonymi do maski zaczął kołysać się na wybojach. Przed chwilą skręcili z asfaltowej drogi. Kierowca był całe szczęście Ukraińcem. Może nie rozumiał, o czym rozmawiają.
Przez przednią szybę dostrzegł otwartą, kutą bramę i wznoszący się tuż za nią budynek niezbyt dużego pałacu. Podobno pochodził z końca dziewiętnastego wieku, wyglądał jednak, jakby zbudowano go wczoraj i to z niezbyt drogich materiałów. Menadżer mieszczącego się w nim hotelu zaproponował jednak bardzo dobrą ofertę. O wiele tańszą niż w innych podobnej klasy obiektach.
Samochód objechał z chrzęstem opon kwietny gazon i zatrzymał się przed neoklasycystyczną fasadą.
– Gdzie jest orkiestra? – spytała jego nowa żona. – Miała nas witać orkiestra.
O mało nie westchnął. Dzięki Bogu powstrzymał się w porę.
– Wyjdę i zobaczę, o co chodzi – zaproponował.
– Siedź! – syknęła z irytacją. – Wychodzimy dopiero, jak zaczną grać. Kurwa, wszystko jest nie tak.
Opadł z powrotem na miękkie, skórzane siedzenie. Spojrzał na kolumienki portyku. Nikogo pod nimi nie było. Drzwi również były zamknięte.
Kolejne samochody zajeżdżały na parking. Goście weselni wychodzili, lecz widząc młodą parę wciąż siedzącą w swoim aucie, stawali niezdecydowani.
– Na pewno podałeś im dobrą datę? – Głos jego nowej żony zawibrował paniką. – Ostatnio nie byłeś zbytnio zaangażowany w przygotowania. Wszystko musiałyśmy robić z mamą same.
– Wiesz przecież, co działo się w mojej pracy.
Może faktycznie coś pomylił? Kilka minionych tygodni było istnym armagedonem. Chcąc wszystko podomykać, by potem móc wyjechać w podróż poślubną, niemal nie nocował w domu. Do tego ogarniał jeszcze kwestie związane ze ślubem. Mógł o czymś zapomnieć albo popełnić gdzieś błąd. Poczuł, jak koszula zaczyna mu się lepić do ciała. We wstecznym lusterku dostrzegł wbite w siebie spojrzenie kierowcy. Wydało mu się, że patrzy na niego z politowaniem.
– Dobra, idę tam – powiedział. – Nie będziemy tak czekać w nieskończoność.
Nim jednak zdążył wejść na schody, drzwi otworzyły się.
– Jezu, już państwo są… – Czoło menadżera hotelu lśniło kropelkami potu. – Przepraszam, że nikt do państwa nie wyszedł, ale mamy tu małą awarię.
– Jaką znowu awarię?
Uff, czyli to jednak nie jest jego wina.
– Najpierw korki wysiadły, a kiedy je z powrotem włączyliśmy, okazało się, że klimatyzacja nie działa. Prawdopodobnie się zepsuła i to ona właśnie spowodowała spięcie. Jedzie tu już ktoś z Zakroczymia, żeby spróbować ją naprawić, ale sam pan rozumie, jest sobota i nie było łatwo go ściągnąć…
– W środku jest bardzo źle? – spytał.
Mieli właśnie kolejne najgorętsze lato w historii. Nawet tu, w cieniu, czuł żar oblepiający go z każdej strony.
– Bardzo – westchnął menadżer. – Otworzyliśmy wszystkie okna, ale powietrze w zasadzie stoi. W kuchni jest prawdziwe piekło. Jeśli podamy ciepłe dania, goście utopią się we własnym pocie. Już nie mówiąc o tańcach.
Trzeba było zrobić wesele w grudniu, pomyślał. Albo wcale.
– Co z orkiestrą? – spytał.
– Na razie siedzi w ogrodzie, po drugiej stronie. Tam jest trochę cienia.
Poczuł strużkę potu spływającą mu po karku.
– Trudno, przenosimy imprezę w takim razie tam – zdecydował. – Niech orkiestra gra na wszystkim, co zdołają wynieść na taras. Kelnerzy niech roznoszą szampana i polewają wódkę. Przekąski na tace i tak samo. Kiedy ma przyjechać ten magik od klimy?
– Powinien niedługo być.
– Miejmy nadzieję, że upora się z tym szybko. Wtedy wrócimy do środka.
Zobaczył, jak jego teściowa gramoli się z trudem z auta. Podszedł do niej i zdał relację. Powiedział też, co zarządził. Po raz pierwszy chyba się z nim zgodziła.
Goście, pokierowani przez oboje świadków, zaczęli powoli przechodzić za budynek. Gdy trafili tam już wszyscy, wziął żonę i ruszył za nimi. Ogród rzeczywiście spowity był w cieniu, który rzucały wiekowe drzewa i sama bryła pałacu. Co nie znaczy wcale, że panował tam chłód. Powietrze stało. Czuć było zbliżającą się burzę.
Orkiestra zaczęła grać. Przywitano ich chlebem i solą. Potem podano na tacy dwa kieliszki. W jednym była wódka, a w drugim woda. Miała to być wróżba, które z nich w małżeństwie będzie grało pierwsze skrzypce, a które zostanie zdominowane. Chwycił ten stojący bliżej niego. Poczuł smak wody. Nie zdziwił się jakoś specjalnie.
Wodzirej w ich imieniu powitał gości na weselu. Kelnerzy rozdali kieliszki z szampanem. Zarządzono pierwszy toast – zdrowie młodej pary. Wszystko zaczynało wyglądać w miarę normalnie. Poczuł, jak powoli schodzi z niego napięcie.
– Twój ojciec wreszcie dojechał – usłyszał głos teściowej zwracającej się do jego żony. – Jak zwykle w samą porę – dodała z przekąsem.
Obejrzał się. W ich stronę przepychał się między gośćmi dość wysoki mężczyzna w wieku około sześćdziesięciu lat. Pałacowy ogród był całkiem spory, lecz zacieniona część zajmowała najwyżej jego jedną trzecią, wszyscy więc tłoczyli się właśnie na niej.
Rodzice jego żony od lat nie żyli razem, choć formalnie nie byli rozwiedzeni. Teść mieszkał za granicą i to od bardzo dawna. Znał go do tej pory tylko ze starych zdjęć.
– Cześć, kochanie! – Mężczyzna podszedł do swojej córki i pocałował ją w policzek. – Cholerny strajk! Miałem sześć godzin opóźnienia. Wyobrażasz to sobie? Siedziałem na lotnisku we Frankfurcie i wychodziłem z siebie. Myślałem, że już w ogóle nas nie puszczą.
– Dobrze, że w końcu dotarłeś.
– Ale przegapiłem twój ślub… – Mężczyzna objął swoją córkę z czułością. – Tak strasznie żałuję, Justynko…
– Może następnym razem uda ci się zdążyć – rzuciła zjadliwie jego żona.
– Nie bój się, kochanie, na twój pogrzeb na pewno się nie spóźnię – odciął się mężczyzna. – A to jest, jak sądzę, mój nowy zięć – zwrócił się w jego stronę.
– Kamil – przedstawił się. – Bardzo mi miło pana wreszcie poznać.
Mężczyzna otaksował go spojrzeniem.
– Z wyglądu pizda, ale wszyscy teraz tak wyglądają – skomentował.
– Tato!
– Przecież żartuję. – Uśmiechnął się. – Ja mam na imię Stefan i tak masz do mnie mówić. – Wyciągnął w jego stronę dłoń. – Bądź dla mojej córki dobry, a przeżyjesz – dodał, nachylając się w jego stronę. – Kamil… Nie było bardziej pedalskiego imienia? Nie dało się go przy okazji zmienić na ślubie?
– Stefan! Na litość boską… – jęknęła teściowa.
– Co? Przecież żartuję. Jesteśmy w końcu na weselu. Powinniśmy się bawić.
Kamil uśmiechnął się wymuszenie. A myślał, że to teściowa będzie jego największym problemem.
– A gdzie są twoi rodzice? – spytała Justyna.
Rozejrzał się po ogrodzie. Faktycznie nigdzie ich nie było.
Co jeszcze może się zdarzyć?, pomyślał.
– Twojego chrzestnego też nie ma – zauważył.
– Wujek Rysiek kazał przekazać, że po takim ślubie to on pierdoli wesele. – Młody chłopak, który do niech podszedł, był członkiem jego nowej rodziny, zdaje się, że bratem stryjecznym żony.
– Tomek, nie wyrażaj się! – ofuknęła go teściowa.
– No co? To dokładny cytat. – Chłopak wzruszył ramionami.
– Co było nie tak ze ślubem? – spytał teść.
– Był jednostronny – wyjaśnił. – Nie powiedzieliście tego wujkowi wcześniej? – zwrócił się do swojej żony.
– Wtedy by w ogóle nie przyjechał – odpowiedziała.
– Jednostronny? A co to za jakieś dziwo? – Jego teść uniósł brwi.
– Tylko jedna osoba przysięga na Boga – wyjaśnił. – Druga jest niewierząca, ale przyrzeka wychowywać dzieci w wierze katolickiej.
– I taki ślub jest ważny?
– Tak, ma takie same skutki jak zwykły ślub konkordatowy.
– A wiernym być trzeba czy nie trzeba?
– Ignorujcie go – skomentowała teściowa. – A ty, Kamil, mogłeś sobie darować tę całą szopkę. Co ci szkodziło powiedzieć „tak mi dopomóż Bóg”? Skoro i tak nie wierzysz, to co to ma za znaczenie?
– Takie są przekonania moje i całej mojej rodziny – odpowiedział.
Rodzice by go zabili albo przynajmniej zamęczyli na śmierć, gdyby tak zrobił. Jemu w zasadzie było wszystko jedno. Bardzo poważnie traktowali swoją ateistyczną religię. Co swoją drogą nie przeszkadzało jego matce wierzyć w numerologię, energetyzowanie wody i wibracje słów.
– O wilku mowa – powiedziała teściowa.
Powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem. Zobaczył swoją matkę, ale tylko ją. Szła w ich kierunku zdyszana i spocona.
– Święci anieli, ale skwar – wydyszała.
Jak na kogoś, kto deklarował ateizm, wyjątkowo często używała takich powiedzeń.
– Gdzie ojciec? – spytał.
– Nawet mi nie mów o tym starym pierniku! – Machnęła ręką. – Coś mu się nagle stało, zjechał na pobocze, myślałam już, że ma zawał. Ale nie, wszystko dobrze, tylko że on musi wracać do Warszawy. Coś sobie przypomniał, o czymś zapomniał, no i koniecznie musi. Nie wiem, co się na starość z tymi ludźmi dzieje… No to mu powiedziałam, że niech sobie wraca, tylko niech mnie tu najpierw odwiezie, a potem niech sobie poszuka nowego mieszkania, bo do naszego to ja go już na pewno nie wpuszczę. Co to w ogóle za pomysł, żeby na wesele własnego syna nie przyjechać? Co może być ważniejsze od tego?
– Widzę, że nie tylko w jednej z tych rodzin są wariaci – skomentował teść.
– Ale przyjdzie tu w końcu? – spytała Justyna.
– A przyjdzie, przyjdzie. Spróbowałby nie przyjść. Mógłby mi się potem na oczy już nie pokazywać. O, już nawet idzie.
Jego ojciec faktycznie pojawił się wśród gości. Po chwili był już koło nich.
– Wszystko w porządku, tato, dobrze się czujesz? – spytał.
– Tak, tak, w porządku. To przez ten upał.
– Kamil, przedstaw ich sobie. – Teściowa znów lekko go szturchnęła. – Jeszcze się przecież nie znają. – Wskazała głową jego rodziców i teścia.
No tak, nie pomyślał o tym.
– Mamo, tato, chciałbym wam kogoś przedstawić – powiedział. – Stefan Kawecki, ojciec Justyny. – Wskazał na teścia. – Nie był na ślubie, bo jego samolot miał opóźnienie. Mieszka od lat za granicą, ale to wam już kiedyś mówiłem.
– Bardzo nam miło. – Jego matka uśmiechnęła się uprzejmie. – Cieszę się, że w końcu się poznajemy. Justynka wiele nam o panu opowiadała. Bożena Rychniewicz. – Wyciągnęła dłoń do powitania. – Andrzej, co z tobą, przywitaj się!
Jego ojciec nie odezwał się nawet słowem. Nie było w tym w sumie nic dziwnego, często pozwalał, by matka mówiła za nich oboje. W jego twarzy było jednak coś dziwnego.
Spojrzał na teścia. On również milczał. Nawet się nie poruszył. Dwóch mężczyzn wpatrywało się w siebie bez ruchu pełnym napięcia wzrokiem. Dłoń jego matki zawisła w powietrzu.
– Znacie się? – spytała.
Żaden z nich nie odpowiedział. Matka po chwili opuściła rękę. Zapadła krępująca cisza.
– Nie – odpowiedział w końcu teść. – Nie znamy się.
– To prawda – dodał ojciec. – Nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy.
(…)
Utwór | Od |
1. Inne historie | gaba |
Utwór | Od |
1. W bezkresie niedoli | ladyfree |
2. było, jest i będzie | ametka |
3. O Tobie | ametka |
4. Świat wokół nas | karolp |
5. Kolekcjonerka (opko) | will |
6. alchemik | adolfszulc |
7. taka zmiana | adolfszulc |
8. T...r | kid_ |
9. Twoja opowieść o mnie | o.laf |
10. przyjemność | izasmolarek |
Utwór | Od |
1. Sprzymierzeniec | blackrose |
2. Podaruję Ci | litwin |
3. test gif | amigo |
4. Primavera_AW | annapolis |
5. Melancholia_AW | annapolis |
6. +++ | soida |
7. *** | soida |
8. Góry | amigo |
9. Guitar | amigo |
10. ocean | amigo |
Recenzja | Od |
1. Zielona granica | irka |
2. Tajemnice Joan | wanilia |
3. Twój Vincent | redakcja |
4. "Syn Królowej Śniegu": Nietzscheańska tragedia w świecie baśni | blackrose |
5. Miasto 44 | annatus |
6. "Żywioł. Deepwater Horizon" | annatus |
7. O matko! Umrę... | lu |
8. Subtelność | lu |
9. Mustang | lu |
10. Pokój | martaoniszk |