Wydawnictwo Agora prezentuje „Śmierć drugą” Beaty i Eugeniusza Dębskich - czwartą część cyklu kryminalnego o byłym gliniarzu Tomaszu Winklerze. Poniżej możecie przeczytać początek książki.
1.
Weszli za budynek klubowy WKS „Śląsk”, choć Darek narzekał i marudził, że tu nic nie będzie, bo skąd, bo kto by tu pił i puszki rozrzucał, bo to nie te czasy. W końcu tak wkurzył Lebita, że ten chciał już powiedzieć, że wraca, bo ma dość mędzenia, ale Darek potknął się o wystający korzeń i o mało co nie wyżłobił nosem bruzdy w ścieżce. No i to on niósł butelkę z resztką nalewki. Po co zadzierać?
– Kurwa! – rzucił maruda. – Pozarastało, jak cholera!
– A czemu by miało nie zarastać? – zapytał Lebita.
– Chodnika tu nie ma… – Wzruszył ramionami, potarł łokcie, był niby lipiec, ale piąta rano, chłodno jeszcze, a T-shirt nie wysechł po nocnej ulewie.
– Tędy nie da rady. – Darek majtnął głową w stronę eleganckiego chodnika na terenie stadionu, między płotem i zabudowaniami. – Trzeba tu, po chaszczach… No… A kiedyś, kurwa, to się działało, nie? Pamiętasz, jak Śląsk grał tu swoje mecze? A kibice stali na nasypie i oglądali za darmo, nie? – Obejrzał się, ale na krótko, pamiętał o podstępnych korzeniach. – A za tę kasę, co zaoszczędzili na biletach, to se piwka kupili, ćwiarteczkę. I meczyk leciał.
Dla pewności pokazał prawą ręką nasyp. Minęli już budynek i wyszli na tyły trybun. Tu było dużo krzaczorów i drzew, szli w cieniu, po lewej ściana, po prawej nasyp z wysoką na trzy czwarte metra trawą. Lebita trzymał się z tyłu, nagle zrobił dwa szybkie kroki, chciał wymierzonym kopniakiem splątać Darkowi nogi i powalić go na ziemię, ale przypomniał sobie, kto niesie amarenę brzoskwinię, i odpuścił. Właściwie to odłożył zemstę na później. Na razie postanowił pognębić kumpla inaczej:
– A z kim grali?
Darek, nie odwracając się, podniósł ręce w niemym „skąd mam wiedzieć?”.
– A co ja, jeden z dziesięciu? – burknął przez ramię.
– Kurwa! – jęknął nagle i wyhamował tak ostro, że Lebita, niższy o półtorej głowy, wbił mu się nosem między łopatki. – Patrz…
Lebita zrobił krok w bok i wyszedł z cienia kumpla.
Na ścieżce, jakieś sześć, może osiem metrów od nich, przycupnęły cztery jeże. Jeden duży, basior, i trzy mniejsze.
I mlaskały!
– Co one? – zapytał szeptem Lebita.
– Żreją coś…
Teraz i Lebita zobaczył: jeże przycupnęły w koło i skierowały pyszczki do środka ścieżki, w miejsce, w którym coś błysnęło.
– Piją, kurwa – powiedział już głośniej Darek. Trącił kolegę łokciem. – Też tak siorbiesz, nie?
Lebita zrobił dwa kroki naprzód, tupnął, klasnął. Jeże czmychnęły w gęstą trawę pod ścianę trybuny, większy przodem, za nim reszta. Została ścieżka i kałuża.
– Ty, kurwa, wino? Czy sok? – Darek znów wyprzedził Lebitę i pierwszy dopadł miejsca, w którym pasły się jeże. – Ty… – Już miał powiedzieć, co widzi i co myśli, ale resztka dość bezładnie strzyżonych włosów zjeżyła mu się na głowie, a po plechach ściekał lodowaty pot, którego jeszcze kilka sekund temu nie było. Odwrócił głowę w prawo i przejechał spojrzeniem po gęstej strudze, właściwie już zestalonej, spływającej z nasypu. Trawa była tu wydeptana i zdarta, zmiętoszona, źdźbła połamane i zmiażdżone, czarno-purpurowy strumyk wypływał zza krzewu bzu, niezbyt rozłożystego, dlatego widzieli, że za jego koroną trawa jest jeszcze mocniej skotłowana.
I że…
– Kurwa! Ja pierdolę! – jęknął Darek. Odwrócił się i chwycił Lebitę za ramię. Dobrze zrobił, bo ten już starto- wał do ucieczki. – Trupol tam, kurwa, jest!
– Wiem, ślepy nie jestem! – Lebita szybko się rozejrzał, było pusto, bezpiecznie. Już słonecznie. I straszno. – Daj łyka… Dawaj! – wrzasnął.
Głos mu się załamał, ale Darek jednak nie skorzystał z okazji, żeby przysrać kumplowi. Wyszarpnął butelkę z kieszeni, ale przezornie ustawił palec na połowie zawartości i łyknął pierwszy. Lebita dossał resztę amareny, potrzymał naczynie do góry dnem, spłynęło wszystko. Już miał się zamachnąć, gdy…
– Nie wyrzucaj, durniu! – warknął Darek. – Psy znajdą, wezmą odciski, powiedzą, że to myśmy go zajebali!
– A skąd wezmą odciski? – przytomnie zapytał Lebita.
– Ja stąd spierdalam i nie dam se wziąć odcisków ani nic!
– A co by od ciebie wzięli, ciulu! – Darek wyrwał mu puste naczynie. – Idę na portiernię wezwać gliny. Nie próbuj uciekać, bo i tak cię podpierdolę, a potem znajdę i zajebię. – Odwrócił się i zaczął iść z powrotem w kierunku Grabiszyńskiej.
– Darek, ochujałeś? Po co ci to? Będą cię maglowali i potem…
– Spierdalaj, ciulu. To jest trup! – machnął ręką do tyłu. – Morderstwo, kurwa! Ktoś kogoś zabił. Nie wolno zabijać. Tego nie daruję!
A co ty masz do darowania? – chciał zapytać Lebita, ale uprzytomnił sobie, że Darek uprawiał kiedyś boks. Dawno temu, za komuny, ale jeszcze miał w lewej kopyto. I jak komu nie darował, to ten się już nie musiał o dentystę martwić.
Splunął w trawę i powlókł się za Darkiem.
Po kilku krokach naszła go myśl, że mógłby takiego mniejszego jeża zabrać i sprezentować córce Moniki.
Monia kotów nie lubiła, pies dużo żre i wychodzić trzeba, a taki jeż?
Kolczasty, krzywdy nie zrobi, a śmieszny!
Obejrzał się, ale jeże nie wróciły do siorbania krwi.
A jak bym go niósł, skurwegosyna?
Zrezygnowany powlókł się tropem druha.
(…)
Utwór | Od |
1. Inne historie | gaba |
Utwór | Od |
1. W bezkresie niedoli | ladyfree |
2. było, jest i będzie | ametka |
3. O Tobie | ametka |
4. Świat wokół nas | karolp |
5. Kolekcjonerka (opko) | will |
6. alchemik | adolfszulc |
7. taka zmiana | adolfszulc |
8. T...r | kid_ |
9. przyjemność | izasmolarek |
10. impresja | izasmolarek |
Utwór | Od |
1. Sprzymierzeniec | blackrose |
2. Podaruję Ci | litwin |
3. test gif | amigo |
4. Primavera_AW | annapolis |
5. Melancholia_AW | annapolis |
6. +++ | soida |
7. *** | soida |
8. Góry | amigo |
9. Guitar | amigo |
10. ocean | amigo |
Recenzja | Od |
1. Zielona granica | irka |
2. Tajemnice Joan | wanilia |
3. Twój Vincent | redakcja |
4. "Syn Królowej Śniegu": Nietzscheańska tragedia w świecie baśni | blackrose |
5. Miasto 44 | annatus |
6. "Żywioł. Deepwater Horizon" | annatus |
7. O matko! Umrę... | lu |
8. Subtelność | lu |
9. Mustang | lu |
10. Pokój | martaoniszk |