Fragment książki "Labirynty" Michała Centarowskiego

"Droga na zachód"
(fragment)

I
Dzień drugi
Idziemy na zachód.
Widzimy, co przed nami zrobiło lotnictwo. Po obu stronach oczyszczonego korytarza, daleko, tam, gdzie na horyzoncie zazwyczaj widać szpalery drzew, unoszą się dymy rozwiewane przez wiatr. Droga nie została nawet tak bardzo zniszczona, utrzymujemy równe tempo.
Jest ciemno. Bure chmury, mimo popołudnia, tak jak wczoraj nisko wiszą nad ziemią, szorują brzuchami po porytych polach. Jedziemy z otwartymi włazami. Wcześniej, jeszcze nocą, DPSy zaczęły wysoko piszczeć i mrugać lampkami, i musieliśmy uszczelnić wozy i włączyć filtrowanie. Czujniki wreszcie wyłączyły się i alarm odwołano. Później urządzenie odzywało się jeszcze kilka razy, ale zaraz urywało swój elektroniczny świergot. Kapitan batalionu kazał przestawić czułość sygnalizatora na większą podziałkę.
Wokół pusto, tylko huk silników przerywa ciszę. Rano jeszcze jedna eskadra przecięła niebo, ale prawie jej nie widzieliśmy, tak była wysoko. Czasem bokiem przemknie jakiś UAZ z dowództwa, skacząc na koleinach i wyżłobieniach ziemi na poboczu. Wcześniej Bewupy z piechotą oddaliły się na południe. Dowódca cicho klął, widząc ich manewr. Zostaliśmy sami.
Dojeżdżamy do węzła komunikacyjnego. Tu szosa kończy się i trzeba wjechać w pola. Zwalniamy. Dowódca batalionu zarządza piętnastominutowy postój. Sikamy, nie odchodząc daleko od maszyn i spoglądając w niebo. Po wyjściu z kokpitu jest zimno. Wzdrygamy się i popatrujemy niepewnie po sobie. Palimy papierosy. Ktoś kaszle, ktoś, patrząc na dowódcę wystającego w wieżyczce i oglądającego po raz kolejny mapy, pyta cicho czy słyszeliśmy o tym, kogo spotkali chłopcy z Czechosłowacji, od południa flankujący nas swoimi batalionami zmechanizowanymi? Machamy ręką i uśmiechamy się nerwowo. Niebo nad nami jest ciemne i coraz bardziej zasnuwa się brudnym dymem. Ciszę przeszywa huk wrzucanych na bieg silników.
Zmieniamy szyk. Zamiast jechać kolumną, na polach rozciągamy tyralierę. Grudy błota wylatują w powietrze, kiedy czołgi korygują kurs i stopują na chwilę jedną z gąsienic. Trzęsie. Lampki DPSów milczą jak zaklęte, ale i tak co chwilę poklepujemy kierowcę w ramię, żeby na nie zerknął, a potem, bez słowa kiwając głowami, przekazujemy wiadomość dalej. Daleko po lewej widać sznur ciężarówek mknących najpierw w tym co my kierunku, a potem odbijających w mgłę, tak jak wije się szosa. Nie licząc nawiewanych dymów, przez cały dzień nie widać innego źródła ruchu.
Do wieczora jest jeszcze daleko, kiedy dojeżdżamy do Magdeburga. Miasto zostaje daleko po prawej, na północy, ale nawet stąd widać ognie. Rubinowa poświata podświetla skłębione niebo, dymy bijące w chmury są tłuste i czarne. Kiedy wyłączamy silniki, robiąc przerwę na tankowanie, z oddali słychać pogłos urywanej kanonady, a czasem basowe mruknięcie pojedynczej eksplozji. Ruszamy dalej, przed nocą musimy jeszcze dotrzeć do wytyczonego punktu. Oficer prowadzący przerwał ciszę radiową i nadał kod potwierdzający wytyczne marszruty.
Jest późny wieczór, kiedy widzimy ich po raz pierwszy. Trzy wozy bojowe idą szybkim kursem na północny zachód, wykorzystując nitkę niezniszczonej drogi. Dowódca błyskawicznie wydaje rozkazy. Inne załogi też już ich dostrzegły. Znikamy we wnętrzu wozu. Zatrzymujemy się, dla lepszego celowania. Maszyną kołysze, sztywno i krótko. Dowódca obserwuje przez lornetkę ledwo widoczne cienie. „Przeciwpancerny”, komenderuje. Słyszymy stłumiony huk wystrzału innego wozu. Nie słychać, żeby ktoś odpowiadał ogniem. Dowódca nie zwraca na to uwagi. Ustawia dalmierz. Pal.
Wnętrzem potężnie szarpie i od huku przez chwilę boleśnie piszczy nam w uszach. Momentalnie w całym wnętrzu śmierdzi palonym prochem. Pusta łuska wysuwa się z ładownicy. Chcemy popatrzeć, czy dostał. Słychać jeszcze jeden wystrzał. Kwiaty ognia wybuchają wolno na linii horyzontu. Wozów pancernych już nie widać, nie dostrzegamy jednak też żadnego wraku. Ciekawe, czy zawiadomią swoich o naszym położeniu. Ciekawe, czy mają jeszcze kogo zawiadamiać. Podejmujemy przerwaną jazdę. Motory znowu warczą, jak czarne psy przy wjeździe do piekła.
Kiedy przejeżdżamy obok wyrwanych w polu i asfalcie lejów, wiatr nad ziemią rozwiewa kolejne duchy z sinosiwych dymów.

Dodaj artykuł do:
(dodano 01.09.24 autor: blackrose)
Dział literatura
Tagi: Michał Centarowski, Labirynty, fragment
KOMENTARZE:
Aby dodać komentarz musisz się zalogować
Logowanie
Po zalogowaniu będziesz mieć możliwośc dodawania swojej twórczości, newsów, recenzji, ogłoszeń, brać udział w konkursach, głosować, zbierać punkty... Zapraszamy!
REKLAMA
POLECAMY

NEWSLETTER

Pomóż nam rozwijać IRKĘ i zaprenumeruj nieinwazyjny (wysyłany raz w miesiącu) i bezpłatny e-magazyn.


Jeśli chcesz otrzymywać newsletter, zarejestruj się w IRCE i zaznacz opcję "Chcę otrzymywać newsletter" lub wyślij maila o temacie "NEWSLETTER" na adres: irka(at)irka.com.pl

UTWORY OSTATNIO DODANE
RECENZJE OSTATNIO DODANE
OGŁOSZENIA OSTATNIO DODANE
REKOMENDOWANE PREMIERY
1
Tom Odell
2
Helloween
3
Matteo Bocelli
4
Arjen Anthony Lucassen
5
The Hives
6
Twenty One Pilots
7
Anna Krzeszowiec
8
Jean-Michel Jarre
9
Il Volo
10
Sophie Ellis Bextor
1
Ari Aster
2
Johannes Schmid
3
Felipe Vargas
4
Eva Victor
5
Burhan Qurbani
6
Robert Wichrowski
7
Darren Aronofsky
8
Michael Chaves
9
Ron Howard
10
Samuel Van Grinsven
1
Norbert Bajan
2
Jacek Mikołajczyk
3
Ewa Platt
4
Natalia Korczakowska
5
Krzysztof Pastor
6
Richard Chappell
7
Paweł Miśkiewicz
8
Alina Moś
9
Ewa Platt
10
Ilaria Lanzino
REKLAMA
ZALINKUJ NAS
Wszelkie prawa zastrzeżone ©, irka.com.pl
grafika: irka.com.pl serwis wykonany przez Jassmedia