Kiedy dyrektor festiwalu Nowe Horyzonty (Radosław Drabik) oraz uznany krytyk filmowy (Michał Chaciński) biorą się za produkcję komedii romantycznej, widz ma prawo liczyć, że otrzyma film przynajmniej niesztampowy, świeży. Tymczasem, „Planeta Singli” Mitji Okorna ani przez moment nie wychodzi poza dobrze znane, oklepane ramy romcom-u nie oferując niczego nadzwyczajnego poza bardzo długim trwaniem produkcji.
Oto piękna, ale nieśmiała i samotna Ania (Agnieszka Więdłocha) umawia się przez aplikację o nazwie Planeta Singli z nieznajomym mężczyzną, ale jej randka, niestety, się nie zjawia. Wypatrzona zostaje jednak przez przebywającego w tej samej restauracji Tomka (Maciej Stuhr), prowadzącego własny talk-show w telewizji. Gwiazdor po małych perypetiach proponuje Ani, by ta chodziła na randki używając tytułowej aplikacji, a na podstawie jej przeżyć Tomek będzie pisał kolejne części swojego programu. Pomysł oczywiście staje się hitem, a dwójka zaprzyjaźnia się ze sobą. A może to coś więcej? W tle tli się jeszcze wątek trudnej relacji przyjaciółki Ani Oli (Weronika Książkiewicz) i jej męża Bogdana (Tomasz Karolak), któremu córka z pierwszego małżeństwa (Joanna Jarmołowicz) próbuje za pomocą Planety Singli zepsuć aktualny związek.
Oprócz braku oryginalności film reżysera „Listów do M.” cierpi na zbyt mnogą ilość wątków. Poza dwoma głównymi są jeszcze skomplikowane układy w stacji, w której pracuje Tomek, są też relacje Ani z mamą (Danuta Stenka), są problemy bohaterki w jej miejscu pracy, są też rozliczne randki, z których wiele ma swój bardziej lub mniej rozbudowany ciąg dalszy. Wszystko to sprawia, że „Planeta Singli” rozrosła się do monstrualnych rozmiarów prawie dwuipółgodzinnego filmu. Jest to ciężar, z którym nie radzą sobie często filmy akcji, a co dopiero komedia romantyczna bez ambicji większych niż, by bawić i wzruszać.
Na pewno film Mitji Okorna nie jest też kompletną porażką. Aktorzy z materiałem, który mieli, zrobili, co mogli, film też miejscami bywa autentycznie zabawny. To jednak za mało, by spełnić pokładane w tej produkcji nadzieje. Wszyscy bohaterowie są albo naiwni, albo mało spostrzegawczy, przez co niewiarygodni, a fabuła idzie zbyt gładko ku przewidywalnemu, a w dodatku przerysowanemu finałowi. Mnie jeszcze, osobiście, nieustannie irytuje nachalne lokowanie produktów oraz używanie anglojęzycznej ścieżki dźwiękowej.
Czy zatem „Planeta Singli” czymś się wyróżnia z tłumu komedii romantycznych, jakie co roku mamy okazję oglądać? Odpowiedź brzmi: nie. Przewidywalna, z miałkimi bohaterami, zbyt długa produkcja, która nie dorównuje nawet „Listom do M.” tego samego reżysera. Przynajmniej, Mitja Okorn nie popełnił dzieła żenującego, a były już takie przypadki w historii polskich komedii romantycznych.
Film wchodzi do polskich kin 5 lutego 2016 r.
Dodaj artykuł do:
(dodano 31.01.16
autor:
lu)
Tagi: Planeta Singli; Mitja Okorn; Agnieszka Więdłocha; Maciej Stuhr; film; recenzja; Marcin Luszniewicz